nie wszystko rozumiem

Temat przeniesiony do archwium.
31-51 z 51
| następna
popytalem sie i podobno pochodzi to z jakiegos serialu komediowego z lat 90, dowcip nawiazywal do malego Murzynka z etykietki drzemu. Drzem w latach 60 nazywal sie jakos Mugka Jam i wszyscy zaczeli tak mowic na Murzynow, nazwa zostala uznana za rasistowska. Cos jak z wierszykiem Murzynek Bambo...Dowcip mowil, ze przejmuja wszystko, a rzad nawet zakazuje mowic we wlasnym jezyku z ich powodu(etykietka i nazwa drzemu musiala byc zmieniona) a jedyna rzecza ktora zawdzieczamy Murzynom jest AIDS i byl okreslany jako as z rekawa ktorym maja nas pobic(bialych) i opanowac swiat. Wirus pochodzi z Afryki.
Tak naprawde wytlumaczenie pochodzenia rymow jest trudne( np. ww. pony znam 2 tlumaczenia), czasem bylo tak, ze ktos cos powiedzial i sie przyjmowalo, bo inni uznawali to za smieszne.
Nie wiem czy ta wersja jest prawdziwa ale tylko tako znalazlem
u know I duno:)
powiedzialem I'm not going anywhere
na tym polega paradox i tu nie mozna niczego analizowac, tego nie mozna zamknac w ramy
inny popularny zwrot to innit w miejsce isn't it
nowhere mialoby tu takie same uzycie jak anywhere-nigdzie
Rozumiem, jak widać prostej odpowiedzi nie ma. I dobrze ;)
Dzięki. W Sieci znalazłem:

ace of spades - the ace in the spade suit; sometimes taken as a portent of death
>powiedzialem I'm not going anywhere
>na tym polega paradox i tu nie mozna niczego analizowac, tego nie mozna zamknac w ramy

wlasnie chodzi o to ze I'm NOT going ANYwhere = 1 zaprzeczenie
I'm NOT going NOwhere = 2 zaprzeczenia
>Na koniec dobra wiadomosc (pod warunkiem, ze spodoba Ci sie akcent).
>Zaden native speaker nigdy nie nauczy sie mowic cockney(chodzi o
>charakterystyczne zjadanie literek t, h) i taki imposter bedzie
>nazywany mockney, natomiast jesli chodzi o non-native speakers maja
>oni duze szanse, pod warunkiem, ze bedzie to pierwszy zywy akcent z
>ktorym sie zetkna

Posłuchałem, całkiem fajny.... ale chyba sobie daruję - z tego, co tak na szybko się dowiedziałem, to naśladowanie cockney jest raczej źle widziane - szczególnie jeśli z klasą robotniczą i East End nie masz nic wspólnego.
cóż za smakowite ciekawostki :) pony, monkey, biscuits, ace of spades... dzwony St. Mary-Le-Bow Church...
mario, całe życie spędziłeś w Upton Park i świetnie posługujesz się językiem polskim, sądzę ze lepiej niż niejeden Polak :) gratuluje
mariooo podałeś tu garść ciekawych informacji zwłaszcza to przemówienie Tony Blaire'a nie widziałem nie wiedziałem :).

Ciekawe też jest stwierdzenie że non-native lepiej/predzej nauczy się jakiegoś akcentu niż rodowity.
Czy uważasz że ktoś kto mówi dziś biegle po ang z jakimś poprawnym akcentem - ma szanse nauczyć sie przykładowo akcentu cockney tak żeby być nierozpoznanym przez natives?

Ciekawi mnie Twoja opinia bo widze ze sie mocno orientujesz i jesteś raczej praktykiem :)
Do Evy i Pakka:
No rzeczywiscie, niewiem jak do tego doszedlem, mea culpa
Do Biuffa:
Moj jezyk ojczysty to polski/angielski, pomimo, ze rozwoj szedl rownoczesnie, poza tym 7 i 8 klasa szkoly podstawowej, 1 i 2 LO i studia w Polsce, w domu od dziecka no i szkolka niedzielna, zadna moja zasluga. Nie mam polskiej matury bo tej ze szkolki nikt nie uznaje wiec jeszcze musialem zdobyc certyfikat ze znajomosci polskiego. Moge mowic o abstrakcyjnych rzeczach np. czyjejs winie, formulkach chemicznych czy meandrujacej rzece podmywajacej/wymywajacej brzegi ale mam np. problem z nazywanie niektorych zwierzat, roslin, ryb.
Do Bartholomeo:
Nie widzialem zadnych badan, wiec nie wiem na ile to moze byc wiarygodne, ale znam pare osob ktore juz jako dorosle przyjechaly do Londynu slabo lub prawie w ogole nie znajac jezyka i tylko tu przbywaly. Od razu widac, ze sa nie stad po bledach ktore robia (zeby nauczyc sie jezyka potrzeba mysle z 7-10 lat, chodzi mi o plynnosc w mowieniu) ale jezeli mowia jakies krotkie zdania np. 3 pintes of stella, please:), opowiadaja dowcipy czy mowia cos nad czym nie musza sie zastanawiac i mowia to poprawnie gramatycznie to nie mozna rozpoznac, ze sa nie stad.Ale mysle, ze trzeba byc bialym, inne rasy maja barwe glosu ktora ich zdradzi chociaz kto powiedzial, ze cockney musi byc bialy.W tych czasach.

Obcokrajowcy, ktorzy mieszkali wczesniej w innej czesci Anglii juz tak nie maja.
Anglicy nie stad nie maja szans na dobre udawanie cockney( nie wiem jak jest z innymi akcentami), cockney ma charakterystyczn ton, tempo no i takie rozne anomalie jezykowe jak opuszcznie literek, mowienie f zamiast th co dla innych angoli jest bardzo trudne. Gdzies wyzej jest link, ktory podal Mich@l, tam jest to fajnie opisane. Bylem zreszta niedawno z kolega i jego coreczka w sklepie, chcial kupic skuter. No i mala na caly glos: why is she saying SKUTER, it's SKUAR(to o sprzedawczyni).Mysle, ze ktos kto uczyl sie jezyka w innym kraju i nawet jesli ma urwalona jakas wymowe bardzo szybko nabywalby nowa w kontakcie z zywym jezykiem ale pod warunkiem, ze nie mieszalby srodowisk. Tutaj kazdy akcent ma odmienna pattern i bardzo latwo rozpoznac kogos kto miesza akcenty.
szcegolnie widac to jesli ktos probuje udawac akcent, moim zdaniem to mozna nabyc tylko przez praktyke, ale badan na potwierdzenie podac nie moge.
No ale poza lokalnym akcentami jest tez Standard English. wlasciwie to wiekszosc osob jest dwuakcentowa, tylko z takim akcentem mozna sie dostac do np. BBC.
Zawsze mnie rozbrajalo gdy widzialem w Polsce reklame szkoly jezykowej w ktorej lektorzy mowia tylko akcentem z Cambridge badz Oxford.Jak sie uczyc za granica to lepiej Standard English.
Pewnie istnieja osoby wyjatowo utalentowane fonetycznie, ktore nie maja problemow z wymawianiem nawet najbardziej skomplikowancyh dzwiekow, ale mysle, ze musialyby tu troche pomieszkac, zeby sie zapoznac z wymowa. ja np. gdy probuje udawac Gorala to mowie jak w ogole nie po polsku.
Czy ktos kto mowi biegle mialby szanse, mysle, ze byloby trudno, tak samo jak kazdemu innemu anglikowi, chociaz wiesz na 100% nie moge stwierdzic.Na pewno musialby tu pomeszkac.
To tyle, jak cos jeszcze wymysle to dam znac:)
Dzięki, a że temat, jak ktoś już zauważył, jest ciekawy, to może mógłbyś napisać coś o ogólnym stosunku do ludzi mówiących 'cockney', a nie pochodzących z okolic kościoła St Mary-le-Bow? Z tego co udało mi się do tej pory przeczytać, to naśladowanie 'cockney' jest niemile widziane, więc się zastanawiam jak to się ma do cudzoziemców - fajnie że mogą się go nauczyć, tyle, że nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Btw, teraz to już Ci nie damy spokoju... ;)
Stosunek do obcych?
Wiesz, teraz to juz nie tylko sprawa akcentu, ale bardziej pochodzenia.ludzie majacy dobra prace nie przejmuja sie niczym. Ludzie majacy gorsza winia za wszystko obcych. od kiedy Unia Europejska rozszerzyla swe podwoje?(tak mi sie jakos powiedzialo, ale to chyba ok) na rynku pracy fizycznej jest ogromna konkurencja. Wiekszosc ludzi prowadzacych wlasna dzialalnosc gospodarcza np. prace budowlanne jest wsciekla bo obcokrajowec jest nawet trzykrotnie tanszy,bo i tak zarabia krocie w przeliczeniu na zlotowki czy nie wiem co tam jest w Litwie czy na Lotwie. To juz niestety problem bardziej socjalny.
czy warto uczyc sie cockney? chyba tylko jako hobby, bo niestety praktycznego zastosowania nie widze:(
trzykrotnie tanszy- mam na mysli, ze jest gotowy pracowac za trzykrotnie mniejsza stawke, w dzialalnosci gosodarczej nie znajduje bowiem zastosowania przepis o minimalnym godzinowym wynagrodzeniu.
znalazlem jedno praktyczne zastosowanie: slyszalem ostatnio w telewizji, ze jeszcze nigdy nie bylo cockney Bonda (Jamesa) wiec moze ktos w przyszlosci zagra...:)
Nie do końca mi o to chodziło - jak już wspomniałeś cockney nijako staje się modny, a zatem jest coraz więcej ludzi (mocknies), którzy mówią/starają się mówić :) w ten sposób - co zaczyna byc powoli śmieszne.

Dialektów jest tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie ;), tyle, że zwyczajnie cockney nie wydaje mi się dobrym pomysłem, ze względu na to co napisałem wyżej.
Jedyne praktyczne zastosowanie to przypodobanie się tubylcom, choć zamiast zamierzonego celu - asymilacji można dostać w papę :D
>Jedyne praktyczne zastosowanie to przypodobanie się tubylcom, choć
>zamiast zamierzonego celu - asymilacji można dostać w papę :D

Chyba, że mieszkasz tam 20 lat :D
Chociaż wtedy to chyba już kwalifikujesz się jako tubylec ;)
mowiac, ze cockney staye sie modny mialem na mysli cockney rhyming slang. Rymy podobaja sie, bo to tak jakby mowic we wlasnym jezyku ale w jednak w obcym, szyfrem. Tak wlasciwie samo rymowanie przez obcych pewnie nie wzbudzi niczyjej zlosci bo rymy sa czyms naturalnym dla tutejszej ludnosci(moze nie rymowanie kazdego slowa ale np. give me an apple- 20, mowienie bees, bread na pieniadze czy brace na cycki(brace and bits-tits), bo to jak propagowanie czyjejs kultury, podkreslanie w niej czegos fajnego. Natomiast samo udawanie akcentu wyglada inaczej bo czasem brzmi jak zlosliwa imitacja, jest to trudne no i fakt , ze przez dziesieciolecia cockney (rymy tez ale podkreslam, ze chodzi mi o akcent) byl synonimem robotnikow w kraju lordow od razu sprawia, ze ludzie sie zastanawiaja, czy ktos ich nie przedrzeznia.
Trochę mi to rozjaśniłeś - dzięki.
Jak kiedyś bedę w The City to skonfrontuję to z rzeczywistością.... ;)
Ciekawe marioo, ciekawe.
Pozdrawiam
Temat przeniesiony do archwium.
31-51 z 51
| następna