strój na egzamin

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 33
poprzednia |
Byłam dzisiaj na spotkaniu z native speakerem i rozmawialiśmy o egzaminach w Polsce. Tak sie składa, ze wyklada on jeszcze w szkole wyższej i powiedział, że dziwi go zwyczaj zakładania na egzaminy białych bluzek i garniturów. Przeciez od stroju nie zależy ocena, tak powiedział.
W sumie nie potrafiłam wyjaśnic mu tego zwyczaju. Od czego to zależy ? Czy to jest wymóg odgórny, tradycja, czy podkreslenie wazności egzaminu, a może wyrażamy w ten sposób szacunek dla egzaminatora? Co o tym sądzicie ? Nie chodzi mi tu o FCE i temu podobne egzaminy, ale egzaminy w polskich szkołach. Pozdrawiam .
Troche tradycji, troche - jak sadze - powagi sytuacji i szacunku dla egzaminujacych. Mnie osobiscie jest troche przykro, kiedy zjawia sie ktos ubrany jakby wlasnie wrocil ze spaceru, ale to istotnie nie ma wplywu na ocene. Z drugiej strony, niektorzy potrafia zalozyc cos eleganckiego nawet na zaliczenie.
zawsze przyjemnie jest egzaminatorowi, kiedy odpytuje schludnie ubranego ucznia. sam egzaminator też nie przychodzi w łachmanach, tylko elegancko ubrany, \"pod krawatem\". a poza tym to jest, tak jak mówisz, okazanie szacunku starszej zwykle osobie, no i tradycja z czasów jeszcze co najmniej przedwojennych.
zgadzam się z przedmówcami \"w całej rozciągłości\". pozdrawiam kolegę!
Ja nie wiem skad ten native speaker, ale Americans i English tez nie chodza na na oral exams ubrani jak lachudry. Moze on egzaimnow po protu niegdy nie zdawal? Angielskie dzieci z porzadnych szkol tez maja mundurki i nawet skarpetki i buty musza miec okreslony kolor! W Polsce stroj w szkolach jest nader dowolny w porownaniu z wiekszosci szkol wUK. No Amerykanie na co dzien chodza raczej w t-shirt i jeans na spotowo i nie stroja sie jak Europjczycy ( troche szkoda!), ale tylko na anomimowe egzaminy pisemne pojda w jeansach. Na egzaminy ustne i na spotkania businessowe czy w sprawie pracy WSZYSCY wtlaczaja sie w garnitury, bo tak nalezy. No chyba ze firma ma jakas inna \" dress code policy\", ale to rzadko...
To ja tez pozdrawiam... Ale nie robmy z nas takich strasznie powaznych wykladowcow, co to do siebie per kolega i w ogole.
Ha! a czy my jesteśmy tak naprawdę takimi poważnymi wykładowcami? w porównaniu do innego naszego młodszego kolegi, któren zawsze w garniturze i pod krawatem (z myszką mickey) ;)
jak cię widzą tak cię piszą
ci egzaminujący to tak nie dokońca przychodzą schludnie ubrani. na mojej uczelni był profesor, który ciągle miał nie umyte włosy a na egzamin zdarzało mu się przybyć w krótkich spodenkach i T-shircie
Natomiast drugi to był gość - zawsze w garniturku ale też i zawsze zdążył chlapnąć coś mocniejszego przed egzaminem
> naszego młodszego kolegi

Nie rozwijajmy tego tematu.
To prawda, ze egzaminatorzy roznie sie ubieraja. Ale to rowniez prawda, ze ludzie na zachodzie generalnie ubieraja sie bardziej na luzie. Na moim FCE to wlasnie Anglik byl ubrany tak \"po luzacku\", ale oczywiscie schludnie i ladnie; natomiast Polka byla ubrana jakby sama zdawala mature - bialy kolnierzyk i sztywniactwo na maxa. Wszystko z umiarem, co innego egzamin na studia, co innego FCE - moim zdaniem :-]
ok.
chodzi mi o to, że na zajęcia raczej nie przychodzimy w garniturach - zresztą chyba nie o to chodzi. co innego natomiast egzaminy
To jasne, chociaz nie tylko jeden mgr \"wbija sie w gang\" co 2 tygodnie. Jeszcze T.
aaa, no tak. Don T. ;)
Dobrze,że o tym rozmawiacie. W tym roku zdaję egzaminy na studia i jakiś student powiedział mi, że z kandydatów ubranych na galowo tylko się śmieją i lepiej tego nie robić. Czyli co mam zrobić? Może na pisemne przyjść normalnie, a na ustne na galowo? (Zdaję w Wawie)
jeśli o mnie chodzi to wolałbym na ustnym siedzieć naprzeciwko elegancko ubranej kandydatki lub kandydata. tak więc sugeruję strój elegancki, może niekoniecznie galowy (biały z niebieskim/czarnym), ale z klasą ;)
(może) do zaobaczenia ;)
znaczy się nie niebieskim, a granatowym ;)
Bardzo Wam dziękuje za wszystkie wypowiedzi. Następnym razem, gdy spotkam się z moim native wyjaśnię mu sens galowego stroju. Niekoniecznie takiego sztywnego galowego stroju. Ale ja równiez nie wyobrażam sobie dziewczyny zdającej egzamin w bluzce z gołym pępkiem. Co innego na spacerze.
no prosze i rozgorzala rozmowa o modzie egzaminacyjnej....I nawet wykladowcy zajeli glos!
Moim zdaniem nie należy przeginać w żadną stronę. Z jednej strony niektórzy przychodzą ubrani niechlujnie, a inni tak wystrojeni jakby na własny pogrzeb się udawali (jak mawiała moja koleżanka:\"wystroił się jak szczur na otwarcie kanału\" :))

Bezpieczniej jest być ubranym lepiej niż gorzej. Z drugiej strony jeśli wiemy co jest dopuszczalne to się przystosujemy...

Pamiętam jak poszłam na swój pierszy egzamin na studiach: jakaś spokojna bluzka na krótki rękaw, spódnica, rajstopy. Upał prawie 30 stopni. Gotowałam się w tym przez dwie godziny, weszłam odpowiadać, a tam na przeciwko przewodnicząscy komisji siedział w kolorowych bermudach i sandałach. No więc następnym razem elegancko na egzamin ubrałam się na egzamin magisterski. A przez pięć lat studiów nikt się nie przejmował elegackim ubieraniem się.
osobiscie uwazam,ze w Polsc etroche ludzie pzresadzaja z tymi \"taylored suits\" od rana do nocy. Po angielsku nazywaja to \"POWER SUIT\".
Niby ma to pokazywac nasza business-like attitude i profesjonalizm, ale to tez ODSTRASZA!!!

Zgadzam sie z popierajacymi elegancki, az dyskretny LOOK podczas formalych okazji.
Co ty tłumaczyć. Czysty i elegancki garnitur na egzaminie wyraża szacunek dla egzaminatora i, jeśli mozna tak powiedzieć, egzaminu. Oczywiście ocena nie powinna zależeć od stroju. Ale niechlujnemu studentoowi aż chce się zadawać trudniejsze i bardziej podchwytliwe pytania.

Swoją drogą pamiętam dwie anegdotki na ten temat. Opowiadano kiedyś taka historyjkę o jednym z najstarszych profesorów na uniwersytecie wrocławskim.

Pewien student zgłosił się na egzamin do tego pana w smokingu. Profesor, gdy to zobaczył, poczęstował studenta kawą i poprosił o krótką przerwę. Po 20 minutach wrócił w sztuczkowych spodniach i fraku. Egzamin przebiegał w miłej atmosferze i zakończył się oceną niedostateczną. Wręczając studentowi indeks profesor powiedział \"na poprawkę proszę przyjść ubrany mniej uroczyście, ja bardzo nie lubię zapachu naftaliny\".

Parę lat później do tego samego profesora jeden z moich kolegów przyszedł w normalnym garniturze, ale w klapie miał taki mały znaczek: kwiat wiśni, na którego białych płatkach złociły się litery J-U-D-O. Pan profesor zauważył znaczek, zapytał czy może go obejrzeć z bliska, zmienił okulary i pochylił nad ta klapą. Po czym przystąpił do zadawania pytań. Po 15 minutach powiedział \"z czystym sumieniem daję panu piątke, ale nawet gdyby pan nic nie umiał, bałbym się postawić panu oceny niższek niż cztery\".
ahahahah...
Na prawie mialam takiego znajomego z humorem acz iz tupetem, ktoremu przydarzylo sie cos nastepujacego:
Poszedl na egzamin ale niewiele umial. Wykladowca wkurzyl sie i otworzyl drzwi do sasiedniego pokoju mowiac do sekretarki myslac o tepocie odpytywanego wlasnie mojego znajomego:
-Pani Krysiu, owies prosze bo mam tu OSLA!
na co moj znajomy:
-A dla mnie kawe!!!!!!

Na szczescie wykladowca sie nie obrazil i dal mu dostateczny chocby za poczucie humoru i szybki refleks
Skoro oegzaminach mowa.
Na piątym roku zdawało się ważny egzamin z lingwistyki i na tym egzaminie koledze przydarzyła się następująca historia: kiedy już dawał indeks (wiedział, że zdał), wypadło mu 50 złotych (starych złotych, a inflacja jeszcze szalała). Profesor na to \"Nie uważa pan, że to trochę za mało?\".
a ja slyszlam o pewnym profesorze, ktory wykladal w Gdansku i we Warszawie i ciagle jezdzil pociagami. Wiesc niesie ze umawial sie na egzaminy w ....pociagu, aby nie tracic czasu
no dobrze, powiem prawdę. kiedyś, na pierwszym roku (zamierzchłe czasy, eh...), wybrałem się na egzamin w... krótkich spodenkach - cóż, upał był niemiłosierny. dodam tylko, że było to w Rosji, a tam upał to naprawdę upał, strasznie niska wilgotność powietrza - tak że czasem wkładałem sobie kostki lodu do nosa, bo nie dało się oddychać tym rozgrzanym powietrzem. przez wzgląd na rychliwą rękę Lukara nie przytoczę tu słów, z jakimi powitał mnie wykładowca, mogę jednak zapewnić, że ten pomysł nie przyszedł mi już nigdy więcej do głowy.
KOSTKU LODU DO NOSA?
no, do nosa. żeby mieć choć trochę wilgoci we wdychanym powietrzu. przez miesiąć było ponad 30 stopni i ani kropli deszczu, więc żeby przynajmniej mieć wrażenie, że pada, puszczałem sobie \"riders on the storm\" the doors
wiesz co Viperek, coraz bardziej Cie lubie.
Musisz byc niezwyklym curiozum z ogromna odwaga aby taki numer wywinac na egzaminie.

A co do pzrypadkow szkolnych to,
Moja znajoma, kiedys przez pomylke 80-letni, sklerotyczny juz profesor zakluczyl w swoim gabinecie.(przyszla po podpis w indeksie) Sprzataaczki krzyczaca uwolnily po paru godzinach...
dziękuję za takie miłe słowa ;)
najgorsze jest jednak to, że ja sobie wówczas nie zdawałem sprawy z tego co robię - bardziej nazwałbym to durnotą niźli odwagą ;)
a wyobraź sobie na dodatek, że to był rosyjski wykładowca starej daty, prawie że rewolucjonista z podobizną Lenina na piersi. to już się może domyślasz, jaka była jego reakcja - nie dość że niewychowany ten student, to jeszcze Polaczek ;)))
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 33
poprzednia |

« 

Szkoły językowe

 »

Inne