W umowie z landlordem
O problemach z wynajęciem mieszkania w Dublinie
Jak wynająć mieszkanie w Dublinie – każdy wie. Agencje pośrednictwa, ogłoszenia w gazecie lub sieci, tablice z anonsami w sklepach, rzadziej "przez znajomych".
Ceny wahają się od kosmicznych do horrendalnych, bo stolica Irlandii jest trendy i ludzie z całego świata przyjeżdżają, aby tu popracować, poimprezować, poznać legendarny klimat irlandzkich pubów. Sukces w wynajęciu mieszkania to spotkanie landlorda, który nie będzie się czepiał, że trawa w ogórku za wysoka czy firanka naderwana, skupi się za to na rzeczach naprawdę ważnych, typu: naprawa szwankującego ogrzewania.
Nie istnieje niestety żaden wypróbowany sposób na wynajęcie mieszkania z gwarancją, że będziemy się w nim czuć jak u siebie. Szukając lokum, za cel główny stawiamy sobie cenę i odległość od miejsca pracy, bądź centrum miasta. Jakim człowiekiem jest sam landlord, chcąc nie chcąc, pozostawiamy dziełu przypadku.
Przypadek Basi i Karola z Oleśnicy
Poza sezonem letnich wakacji studenckich (czerwiec – październik) wynajem mieszkania nie stanowi większego problemu. Ofert jest dużo, ceny też przystępniejsze. Jednak Basia i Karol z Łodzi szukali mieszkania we wrześniu. Wspominają to jako ciąg koszmarnych wydarzeń.
- Pierwsze mieszkanie kosztowało 1200 euro, plus kaucja tyle samo – mówi Basia. - Standard bardzo niski, rozlatujące się podłogi, dwie małe sypialnie i "living room" połączony z wnęką kuchenną. Nie było mowy o negocjacjach. Właścicielka uważała, że odległość 30 minut autobusem od centrum jest argumentem bijącym wszystkie inne.
Prawdziwą szkołą życia okazało się jednak spotkanie z landlordką w Tallaght. Domek, jaki oferowała, był nieduży, ale zadbany i przytulny. Cena do przyjęcia. Basia i Karol umówili się telefonicznie na oglądanie domku, po przeczytaniu ogłoszenia w gazecie. Przyszli punktualnie. Tak samo jak prawie 50 osób kłębiących się pod drzwiami. Wszyscy umówieni byli na to samo spotkanie. W momencie otworzenia przez właścicielkę drzwi, ludzie rzucili się do środka, depcząc sobie po piętach. Landlordka z kamienną twarzą rozłożyła na stole dokumenty i krzyknęła w tłum: Who's first? - Zapytałam ją w wielkim zdenerwowaniu czy uważa że to w porządku, bo to przecież brak szacunku dla wszystkich tu obecnych – wspomina Basia. - Usłyszałam że jak mi się nie podoba, to ona mi pokaże gdzie są drzwi.
Przypadek Renaty i Rafała Bernackich z Piły
Kiedy już uda nam się zamieszkać, czyli wwieźć swoje rzeczy pod jakiś dach z zamiarem zostania tam na dłużej, rozpoczyna się okres pokazywania przez landlorda 'prawdziwej twarzy'. Płaci się najczęściej co miesiąc, z konta lub w kopercie, osobiście lub wirtualnie. Jaki pakiet usług w zamian za nasz czynsz powinien oferować dobry właściciel? Naprawy na czas, uszanowanie naszej prywatności, przyjazne stosunki.
Rafał i Renata wynajęli dom od starszej Hiszpanki, która wydawała się właśnie takim typem landlorda. Niestety. Zaczęło się od kłamstw – w mieszkaniu mieli być sami, oprócz niej samej zajmującej dużą sypialnię. Po dwóch miesiącach ze zgrozą odkryli że w jednym z pokoi mieszka Angielka, która przychodzi tylko na kilka godzin w ciągu doby, bo bardzo długo pracuje i często jest poza domem. Deklarowane zwierzęta właścicielki to dwa psy, które jak się potem okazało były de facto trzema psami i dwoma kotami. Hiszpanka była osobą bezwzględną w sprawach finansowych. Nie wystarczało jej że pobierała czynsz. Na każdym kroku szukała oszczędności. Kiedy Renata lub Rafał się kąpali, nagle 'psuł się' piecyk i leciała tylko zimna woda; na przyjście mechanika trzeba było czekać całe wieki. Pralka ciągle zapchana była 'brudami', aby odstraszyć wszystkich lokatorów którzy mieliby ochotę sobie coś przeprać, a tym samym podnieść koszt opłat za prąd. Z miłości do pieniędzy kobieta wynajęła własną sypialnię Brazylijczykom, a sama zaczęła sypiać na kozetce w "living roomie". Nauka, jaką z tego okresu wynieśli Rafał i Renata brzmi: nie wynajmuj u starszych, bezrobotnych kobiet, które zawsze znajdą czas żeby stać za twoimi plecami i doprowadzić cię do nerwicy.
Przypadek Macieja i Olgi z Wrocławia
Kiedy nadchodzi dzień, w którym wygasa nasza umowa wynajmu, palącym problemem staje się odzyskanie kaucji. Nie zawsze jest to automatyczne. Małżeństwo z Wrocławia wynajmowało mieszkanie razem ze swoją trzyletnią córeczką. Zostawili je w stanie dobrym, ściany czyste, zagipsowane dziury po gwoździach. Właściciel, działający prze agencję odmówił oddania kaucji, tłumacząc że mieszkanie jest zdewastowane. Sprawa wydawała się beznadziejna, jako że landlord załączył do dokumentów pozostawionych w agencji list do swoich byłych lokatorów z rachunkiem 700 euro za malowanie ścian wewnętrznych mieszkania, plus koszty dodatkowe jakie rzekomo poniósł. Kontaktu bezpośredniego praktycznie z nim nie było, telefonów nie odbierał. Pozostały smsy i walka z wiatrakami.
I wtedy zupełnie niespodziewanie z pomocą przyszła im menadżerka agencji, która zaproponowała skontaktowanie się z firmą PRTB, działającą na terenie całej Irlandii, stającej w obronie skrzywdzonych, zarówno landlordów jak i lokatorów. Jeden sms o treści: "W poniedziałek idę do PRTB" wystarczył, aby landlord oddał większą część kaucji. Metoda szantażu być może nie jest godna polecenia, na pewno jednak ten ruch okazał się skuteczny. A 1200 euro, tyle ile wynosiła kaucja, to wiele godzin ciężkiej pracy Macieja na budowie.
Oczywiście, są landlordzi świetni, życzliwi, gotowi na każde wezwanie przybiec i zajrzeć do zastygłej w bezruchu pralki, dzwoniący z życzeniami na święta, bratający się z Polakami – lokatorami przy piwie, po prostu porządni ludzie. Co robić jednak, kiedy dostanie nam się inny typ, a umowa twardo głosi rok współpracy? Kontakt z firmą PRTB gwarantuje skuteczną pomoc. Pod warunkiem, że znamy angielski i ... mamy rację.