hm,
rozumiem, że Twój tekst jest właśnie przykładem pisania pod wpływem chwilowego impulsu i rzeczywście - niewiele z niego rozumiem. Nawet, mówiąc szczerze, niezbyt dokładnie potrafię się w nim dopatrzeć jakiejś tezy skierowanej do mnie a wynikającej z chęci udzielenia mi odpowiedzi. Słowo pisane, w mniemaniu moim i chyba sporej większości zarówno jego nadawców jak i odbiorców, powinno róznić się od słowa mówionego poziomem dbałości o ostateczną spójność i konsekwencję. To co "ujdzie" w potocznej mowie trudno bez wycyzelowania przenieść na karty.
That's by-the-by.
Pytając o literaturę łątwiejszą miałem na mysli uzyskanie opinii o jakimś utworze, którego adresatem miała być osoba o mniejszym zasobie słownictwa. Harrego Pottera zacząłem czytać nie z powodu osobistych preferencji literackich, ale właśnie w wyniku takich oczekiwań - literatura dziecięco-młodzieżowa itd.
Oczywiście, że nie chcę czytać książki ze słownikiem pod nosem i oczywiście, że pozwalam sobie na swobodne wejście w tekst z zamiarem łapania znaczenia z kontekstu - ale jeżeli nieznane słówka zamieniają tekst w ciągły niezrozumiały bełkot, to juz trzeba coś z tym robić - i wtedy w ruch idzie słownik i kartkowanie książki wstecz, żeby zminimalizować rozmiar czarnych dziur. Jak się okazało - niedoceniłem kunsztu pani Rowling albo też przeceniłem ją lub siebie. Bez większego trudu i bez ciągłego używania słownika przeczytałem np. Opowieści z Narni - pewno, że wielu słówek nie znałem, ale sens nie umykał i bez nich. A tu miazga ! Kilkadziesiąt synonimów opisujących mrok, mroczny nastrój i ogólną żałobność sytuacji to na pewno więcej niz oczekuje sie od przeciętnie wyedukowanego dziecka - a taki jest sdresat przygód Pottera.
Szukam więc pomocy kogoś, kto właśnie (w szerokim tego słowa znaczeniu) przeczytał w oryginale coś, co może nazwać "ciekawą i jednocześnie niezbyt trudną leksykalnie książką).
Przepraszam za ton mojego wpisu, ale jakoś tak poczułem się wywołany do tablicy.