Może zalety tej metody najlepiej będzie pojąć przyjrzywszy się wynikom nauczania w tradycyjnych szkołach, gdzie dzieci zaczynają naukę w szkole podstawowej od kilku godzin tygodniowo i ten sam wymiar godzin jest utrzymywany przez całą ich edukację.
W takim systemie, obojętnie w jakim kraju, zawsze jest tak, że znaczny % dzieci po zakończeniu nauki zna język obcy bardzo słabo. W ich przypadku aktualnie stosowany sposób nauczania ponosi porażkę.
Dlaczego tak się dzieje? Jest jedna najważniejsza przyczyna - taki system wymaga systematycznej długoletniej pracy ucznia w domu - a ten warunek jest bardzo trudny do spełnienia. Wiadomo, że uczniowie mają różne warunki do nauki w domu, różna jest ich motywacja i zdolności. Część uzdolnionych albo lepiej umotywowanych uczniów sobie poradzi, ale część, niemal z założenia, poniesie porażkę. Kilkaset godzin swojego życia, które spędzi taki uczeń na lekcjach będzie bardzo mało efektywnie wykorzystanych, wręcz zmarnowanych.
Z. Broniarek za naistotniejsze w nauce języków obcych uważa: jak najszybsze opanowanie języka w stopniu umożliwiającym oglądanie telewizji (lub słuchanie radia), czytanie łatwiejszych książek, rozmowę na ogólne tematy. Te sprawności w oczywisty sposób ułatwiają utrzymanie w pamięci już posiadanego słownictwa oraz umiejętność jego zastosowania; ułatwiają też w znaczny sposób dalszą naukę.
Stosowany system nauczania zupełnie to ignoruje, zamiast osiągnąć ten poziom w maksymalnie krótkim czasie, rozciąga naukę na długie lata. Nawet w klasie maturalnej nie osiąga się tego poziomu.
Rozwiązanie kanadyjskie jest takie dobre, bo właściwie eliminuje potrzebę pracy ucznia w domu. Tutaj nie mamy do czynienia z nauką, tylko raczej z wchanianiem języka obcego. Po maksymalnie dwóch latach taki uczeń będzie mógł swobodnie rozmawiać na codzienne tematy.
Obecnie stosowany system niejako wymusza na uczniu, aby się do niego dostosował, jeśli tego nie zrobi - poniesie porażkę. Takie darwinowskie podejście jest wręcz nieetyczne w odniesieniu do dzieci - przecież nawet wielu dorosłych nie jest w stanie zmusić się do takiej systematycznej pracy.
Dziecko jest niejako zaprogramowane na wchłanianie języka, który słyszy i dlatego marnotrastwem jest nie korzystanie z tej właściwości ich umysłu.
> Moze nie tyle lepiej, a po prostu plynniej i spontaniczniej?
Pewnie, takie dzieci nie mają jeszcze wytworzonej bariery języka rodzimego więc nauka odbywa się w sposób w bardziej płynny, a brak rygoru sprawia, że odbywa się w sposób bardziej spontaniczny.
>efekty na pewno nie bylyby tak olsniewajace jak w Kanadzie,ale z drugiej strony te dzieci z pewnoscia znalyby angielski lepiej niz dzieci uczone tradycyjnie<
Na pewno było by mniej dzieci, które po ukończeniu wielu lat nauki wciąż nie potrafi rozmawiać, choćby tylko na codzienne tematy.