Dwujęzyczność w Polsce

Temat przeniesiony do archwium.
Uważam, że to byłoby najlpeszym rozwiązaniem jeśli chodzi o język angielski. Ten "system" sprawdza się już w Holandii i w Szwecji, problem tylko w tym, że w Polsce nie wszyscy rodzice znają angielski, żeby nauczyć go swoje dzieci. Ale to się będzie zmieniać, już teraz im młodsze pokolenie tym lepiej zna języki, w przedszkolach angielski jest obowiązkowy (i bardzo dobrze!), a powstaje już coraz więcej przedszkoli dwujęzycznych. Mam nadzieję, że za parę lat i w Polsce rodzice będą mówić do swoich małych dzieci po angielsku, a dzieci będą im odpowiadać "Yes mummy..." :)
Już teraz, zresztą, na ulicach czasem słyszę jak maluchy mówią po angielsku.
Dwujęzyczność to wspaniała sprawa, wykorzystajmy tą możliwość!
A co sie stanie z jezykiem polskim? Czy mamy jego zapomniec?
Jestem przeciw. Zyjesz w Polsce uzywaj jezyka polskiego a jezykow obcych ucz sie "drugim" torem. Jako ze nie mieszkam w Polsce swoje dzieci bede uczyc jezyka polskiego i taki jezyk bedzie w domu obowiazywal, poza domem bedzie angielski. Jakos nie widze powodu czemu mialabym do swojej mamy mowic Yes, mummy. Nie udawajmy czegos czym nie jestesmy, Nauka jezyka tak, przesada nie. Ja mam okazje to obserwowac na obczyznie gdzie w kraju anglojezycznym powoli robia drugi jezyk - chinski, bo najwiecej imigrantow z Chin. I co sie dzieje? Zatraca sie powoli tozszamosc kraju a tworza sie drugie Chiny... Nie dajmy sie zwariowac, i tak juz pociac sie mozna od wlozenia do polszczyzny slow: fak, bicz, lang (co w ogole nie wiedziec skad sie wzielo...), dyskant i inne perelki...
Dwujęzyczność ma sens tylko wtedy, gdy oboje rodziców mówią od urodzenia różnymi językami. Oraz, gdy dziecko codziennie w różnych sytuacjach życiowych spotyka sie z tymi językami. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z "KARYKATURA DWUJĘZYCZNOŚCI".

Sytuacja, o której napisała Kasiul, jest trochę inna. Jej najbliższa rodzina musi na codzień, w pracy i na ulicy posługiwać się językiem obcym. W domu Kasiul chce rozmawiać po polsku, ale jeśli jej dziecko będzie tam chodzić do przedszkola, szkoły i na uczelnię, to jezyk polski będzie dla niego językiem wyuczonym, bardzo dobrze znanym ale "drugim". W żaden sposób nie krytukuję jej, wręcz przeciwnie KASIUL mi imponuje.

BJK
Zupełnie popieram.W Polsce dzieci powinny przede wszystkim mówić dobrze po polsku, angielski i tak będą musiały przyswoić w szkole.Znam nauczyciela angielskiego co swoje dziatki przymusowo uczy angielskiego-mówi do nich na ulicy po angielsku.Może źle wymawia słówka:) ale jego pociechy nie rozumieją poleceń i reagują płaczem na każdą uwagę...jeśli to ma być wprowadzenie w dwujęzyczność to ja pięknie dziękuję....
> Ten "system" sprawdza się już w Holandii i w Szwecji,

No tak, tyle tylko, że w Polsce wciąż podnoszą się głosy ogromnego oburzenia, kiedy pojawiają się głosy, żeby w tv zamiast lektora były napisy.....
Hehe A co mi gowniarze beda do wlasnych rodzicow po obcemu gadac :) Trzeba rozroznic gdzie co i jak. I faktycznie dwujezycznosc raczej wychodzi w przypadku gdy rodzice sa z roznych krajow lub gdy dziecko wychowuje sie w obcym dla rodzicow kraju. Jakos nie widze siebie uczacej swoich dzieci jezykow obcych poniewaz nie jestem ekspertem. Zreszta dzieci na obczyznie lapia szybciuchno jezyk i potem poprawiaja rodzicow. To po co strzepic jezyk po proznicy????? W Polsce proponuje wysylac dziecko do nativa i tyle. Pomylka bedzie wciskanie dziecku yes mummy czy yes, siiiiiir! Przez ponad 3 lata w Polsce moja nauczycielka w liceum byl wlasnei native i to mi najwiecej dalo w nauce.
Pozdrawiam
Ja i tak obstaję przy swoim, chociaż podkreślam, że dwujęzyczność-tak, ale tylko wtedy gdy rodzic (wystarczy jeden) zna język bardzo dobrze, na tyle, że jest w stanie nauczyć go swoje dziecko. Nie chodzi tu wcale o "karykaturę" dwujęzyczności, wręcz pzreciwnie Ja mam na myśli naukę, a właściwie rozmawianie po angielsku już od kołyski (tak jak to się dzieje z językiem polskim)- aby to nie było zmuszanie do rozmawiania po angielsku, ale naturalny proces, jakby dwa równorzędne języki. To wcale nie grozi zatraceniem języka,TRZEBA tylko być rozsądnym i już od urodzenia nauczyć dziecko tak, aby znało i używało dwóch języków (chociaż i tak któryś z języków będzie znało lepiej). Nie rozumiem dlaczego rodzice, którzy sami znają doskonale język mają później płacić innym "grube" pieniądze za to, aby uczyli ich dzieci, tego co sami mogli je nauczyć za darmo. Poza tym dziecko będzie miało pratensję w przyszłości- "Dlaczego nie nauczyłeś/aś mnie jak byłam/em mała/y, teraz muszę tylko zakuwać te czasy, a i tak nic z tego nie rozumiem!". Dziecko, które już od urodzenia posługuje się jakimś językiem np. angielskim, nie musi później poświęcać czasu na naukę tego języka, a w to miejsce może nauczyć się innego. I tak w wieku 19 lat zna płynnie przykładowo trzy języki- polski, angielski i jakiś trzeci, a nie polski i ledwo angielski, jak to teraz zazwyczaj bywa (ale są wyjątki). Jestem także jak najbardziej za napisami, ale i tak niektóre programy powinny pozostać z lektorem (pamiętajmy o osobach starszych, którym czytanie może sprawiać problemy ze względu na słaby wzrok, albo o osobach niewidomych i nieznających angielskiego- wprowadzenie tylko napisów uniemożliwiłoby im oglądanie).
Jestem wielką zwolenniczką dwujęzyczności i szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego jest tylu przeciwników.
Hehe nawet z polskim mamy wystarczajace problemy, a co dopiero z obcymi...
Dwujęzyczność to nie tylko umiejętność rozmawiania w dwuch językach w rodzinie, ale przede wszystkim możliwość a raczej konieczność używania tych języków w rozmaitych sytuacjach życiowych. Mój syn chodził do przedszkola, w którym było sporo dzieci pracowników ambasady rosyjskiej. To były dzieci dwujęzyczne. Z rodzicami rozmawiały po rosyjsku, a jednocześnie potrafiły nie zawsze grzecznie odzywać się do polskich rówieśników. Na zakończenie przedszkola dzieci wystawiały przedstawienie, jakąś "Królewnę Śnieżkę", główną rolę grała 6-letnia Natasza. Nikt, kto jej nie znał, nie przypuszczał, że to Rosjanka.

Rozmawiałem z rodzicami tych dzieci. Twierdzili, że po powrocie do Rosji i pójściu do szkoły w ciągu 3-4 lat dzieci zapominają polskiego, ale później w starszych klasach nauka polskiego przychodzi im dużo łatwiej niz innym dzieciom.
Interesuje sie dwujezycznoscia juz od jakiegos czasu i poki co jestem zdecydowanie na tak, zobaczymy, czy zycie nie zdazy zweryfikowac moich pogladow (a obiektywnie rzecz biorac mam jeszcze sporo czasu, by miec dzieci :-)) Problem polega na tym, ze bardzo latwo to zbabrac, jezeli zabiora sie za to osoby niekompetentne i niekonsekwentne.

Ja sama nigdy sie na to nie zdecyduje, jezeli moja znajomosc jezyka nie bedzie biegla, a moja wymowa bedzie odbiegac od normy ;-)) To juz bym wolala dziecku puszczac obcojezyczne bajki przez godzine dziennie. I tak by na tym duzo skorzystalo. No i mysle, ze warto uczyc innego jezyka niz angielski (jezeli oczywiscie ma sie taka mozliwosc). Za pare lat dzieci beda sie uczyc wlasnie angielskiego juz w przedszkolu (o ile nie wczesniej), w ogole angielski coraz bardziej nas otacza, jest masa materialow i stosunkowo latwo jest sie go uczyc nie robiac zbyt wiele w tym kierunku (wiem po sobie ;-)) Mozna to wykorzystac i wpoic dziecku przy okazji jakis inny, troche mniej popularny jezyk, a przynajmniej szkola nie popsuje efektow naszych staran wpajajac teorie w miejsce praktyki...
"Polska jezyk, trudna jezyk" ;-)))
Nie wiem, może mnie skrytkujecie,ale sądzę,że bez sensu jest dwujęzyczność (polski + angielski) w Polsce.
Angielskiego powinno się uczyć w szkole, ale nie samej teorii, ale dużo, duzo praktyki. W Polsce mało jest imigrantów z krajów anglojęzycznych, więc nie musimy tego języka używać na ulicy, w sklepie, w restauracji.
Takie jest moje zdanie, Jestem przeciwnikiem dwujezyczności w Polsce.

Z tego wątku zrobiło się małe referendum ;)
Luke
Nie wiem, może mnie skrytkujecie,ale sądzę,że bez sensu jest
>dwujęzyczność (polski + angielski) w Polsce.

Ja tez tak sadze, juz napisalam wczesniej czemu.

>Angielskiego powinno się uczyć w szkole, ale nie samej teorii, ale
>dużo, duzo praktyki.

Najpierw nalezaloby zreformowac szkolnictwo, podreczniki itp. Fajnie sie uczy dzieciaki do 3. klasy - piosenki, wierszyki itp., ale jak widze znajomego piatoklasiste (nieglupiego dodam), ktory po raz enty na nowo usiluje pojac present simple i present continuous, ktore niemal natychmiast zapomina to noz mi sie w kieszeni otwiera... Przeciez i tak tego nie zapamieta, i tak uzyje tych czasow dobrze w gotowych, wyuczonych zwrotach, potem i tak bedzie sie uczyl tych czasow na nowo w gimnazjum, potem przerabiajac kolejna czesc podrecznika w gimnazjum (mala powtorka, bez ktorej nie moze sie obejsc zaden podrecznik), a potem jeszcze na wszelki wypadek w LO. Tylko po co mu to teraz?

>W Polsce mało jest imigrantów z krajów
>anglojęzycznych, więc nie musimy tego języka używać na ulicy, w
>sklepie, w restauracji.

To raczej jest argument przeciwko nauce jezykow obcych w ogole niz przeciwko dwujezycznosci. Uzywanie danego jezyka na ulicy jest jedna z metod na jego nauke, tak samo jak wkuwanie slowek, przerabianie ksiazek do gramatyki czy czytanie ksiazek w oryginale. Przeciez w wiekszosci przypadkow mamy tlumaczenia...

>Takie jest moje zdanie, Jestem przeciwnikiem dwujezyczności w Polsce.

Czy jestes takze przeciwko dwujezycznosci, gdy jedno z rodzicow nie jest Polakiem i nie zna polskiego, a nawet jesli zna, to chce, by dziecko znalo jego jezyk? Przeciez nie podzielilismy tej dwujezycznosci na naturalna i sztuczna. Wiec dwujezycznosc pozostaje dwujezycznoscia niezaleznie od tego, z czego wynika. Liczy sie efekt, nie sposob jego osiagniecia.

Inna sprawa to to, ze faktycznie Polak mowiacy do swojego dziecka na ulicy w obcym jezyku moze wygladac conajmniej dziwnie. Ale jak sie zastanowic nad efektami i korzysciami jakie z tego wynikaja, to uwazam, ze warto narazic sie na smiesznosc, czy bycie pretensjonalnym. A gdyby wiecej ludzi wpadlo na ten pomysl i wzielo sie za jego realizacje, moze nie wzbudzaloby to niepotrzebnych emocji, tylko stalo sie czyms zupelnie normalnym.
Gdyby więcej ludzi zaczęło śmiało i otwarcie mówić do swoich dzieci na ulicy w obcym języku, np.angielskim to bardzo szybko stałoby się to zupełnie normalne i nikt nie zwracałby na to uwagi. Ja nadal uważam, że dwujęzyczność to świetna sprawa i warto się nad nią zastanowić. Po co zostawiać szkole coś, co znając dobrze język możemy nauczyć dziecko sami (bez stresu dla dziecko- Polakom potrzeba dużo czasu, zanim naprawdę zrozumieją rzeczywiste różnice między licznymi czasami angielskimi (np. przeszłymi). Poza tym polski system szkolnictwa pozostawia wiele do żyzcenia.... Myślę, żę bardzo ważną sprawą, jeśli nie kluczową, jest wychowanie dziecka w pełnym przeświadczeniu o jego wartości (i nie chodzi wcale o wychowywanie zakochanych w sobie snobów). Po prostu, Polacy ogólnie jako naród mają tendecję do zaniżania własnej wartości- obcokrajowcy widzą to u Polaków na każdym kroku. Chwalmy nasze dzieci, znajomych, przyjaciół za ich postępy w nauce, językach itp. niech wiedzą, że są dobzi i że my to widzimy i podziwiamy.
"w przedszkolach angielski jest obowiązkowy"

Przedszkola obcojęzyczne to dobry pomysł, pod warunkiem oczywiście, że dzieci po jego ukończeniu w dalszym ciągu będą miały intensywny kontakt z tym językiem (Nawet 1 miesiąc braku styczności z językiem, którego się uczą, potrafi spowodować ogromne spustoszenie w pamięci dziecka).

"Najpierw nalezaloby zreformowac szkolnictwo,"

Istotne wnioski na temat dwujęzyczności można wyciągnąć z obserwacji dzieci rodziców anglojęzycznych przybyłych do Kanady. Utworzono dla nich specjalną, pierwszą klasę o nieco tylko zmienionym programie nauczania, w której wszystkie zajęcia były prowadzone w język francuskim, czyli dla tych dzieci obcym. Po roku nauki stwierdzono, że dzieci te, jeśli chodzi o znajomość tego języka, nie pozostają w tyle za dziećmi, dla których j. francuski, był j. ojczystym. W drugim zaś roku nauki, poziom znajomości tego języka był taki sam pod każdym względem. Dzieci te doskonale dawały sobie radę w rozmowach prowadzonych po angielsku, jak i francusku.

Takie rozwiązanie problemu nauki języka obcego w szkołach wydaje się być najlepsze. Na pewno najefektywniejsze pod względem czasowym. Po tych dwóch latach można by było ograniczyć naukę j. obcego do kilku godzin tygodniowo; pozostałe lekcje prowadzono by w języku ojczystym.

Wielką zaletą tego rozwiązania jest to, że każde dziecko osiągnełoby przyzwoity stopień znajomości języka po przekroczeniu którego dalsza nauka jest już duża łatwiejsza; dzięki czemu po ukończeniu szkoły podstawowej każde dziecko, obojętnie czy zdolne czy mniej zdolne, znałoby biegle język obcy.

Co do zarzutów odnośnie negatywnego wpływu na język ojczysty:

Dziecko mówiłoby w domu w języku ojczystym, a w szkole obcym, a więc te języki nie byłyby mylone. Dziecko stykałoby się więc w dwóch różnych sytuacjach życiowych z tym językami - warunek o którym wspomniał bejotka byłby w bardzo dużym stopniu spełniony.

Nie stwierdzono też żadnego innego negatywnego wpływu takiego rozwiązania na język ojczysty dzieci.
>Istotne wnioski na temat dwujęzyczności można wyciągnąć z obserwacji
>dzieci rodziców anglojęzycznych przybyłych do Kanady. Utworzono dla
>nich specjalną, pierwszą klasę o nieco tylko zmienionym programie
>nauczania, w której wszystkie zajęcia były prowadzone w język
>francuskim, czyli dla tych dzieci obcym. Po roku nauki stwierdzono, że
>dzieci te, jeśli chodzi o znajomość tego języka, nie pozostają w tyle
>za dziećmi, dla których j. francuski, był j. ojczystym. W drugim zaś
>roku nauki, poziom znajomości tego języka był taki sam pod każdym
>względem. Dzieci te doskonale dawały sobie radę w rozmowach
>prowadzonych po angielsku, jak i francusku.
>
>Takie rozwiązanie problemu nauki języka obcego w szkołach wydaje się
>być najlepsze. Na pewno najefektywniejsze pod względem czasowym. Po
>tych dwóch latach można by było ograniczyć naukę j. obcego do kilku
>godzin tygodniowo; pozostałe lekcje prowadzono by w języku ojczystym.
>

Te dzieci mialy kontakt z francuskim takze poza szkola, bo mieszkaly w kraju, w ktorym francuski jest jezykiem oficjalnym. W Polsce taki eksperyment nie ma sensu.
Oczywiście, że miały kontakt z tym językiem również poza szkołą, skoro mieszkały w kraju, w którym francuski jest językiem urzędowym.
Tylko nie bardzo wiem, w czym nie widzisz sensu?
Czy chodzi Ci o to, że w Polsce przez to, że poza szkołą miałyby mniejszą styczność z językiem obcym, nie mogłyby się go nauczyć w podobnym czasie? Jeśli tak, to chyba nie przemyślałeś sobie tego dokładnie. Sześciogodzinny, niemal codzienny kontakt dziecka z tym językiem to naprawdę bardzo dużo.

Poza tym biorąc pod uwagę to, że w tym wieku bardzo szybko wchłania się język, ale jednocześnie bardzo szybko postępuje proces zapominania, tylko nauka skoncentrowana w czasie ma SENS. Jeśli chcesz dawkować lekcje po 5 czy 6 godzin tygodniowo, to masę czasu te dzieci będą musiały stracić na naukę tego, co wcześniej się już nauczyły, ale w przerwach między zajęciami zapomniały.
>Czy chodzi Ci o to, że w Polsce przez to, że poza szkołą miałyby
>mniejszą styczność z językiem obcym, nie mogłyby się go nauczyć w
>podobnym czasie?

Tak. Wlasnie to.
W takim razie już odpowiedziałem na ten zarzut.
Może tak: efekty na pewno nie bylyby tak olsniewajace jak w Kanadzie, ale z drugiej strony te dzieci z pewnoscia znalyby angielski lepiej niz dzieci uczone tradycyjnie. pytanie: o ile lepiej?
Moze nie tyle lepiej, a po prostu plynniej i spontaniczniej?
Może zalety tej metody najlepiej będzie pojąć przyjrzywszy się wynikom nauczania w tradycyjnych szkołach, gdzie dzieci zaczynają naukę w szkole podstawowej od kilku godzin tygodniowo i ten sam wymiar godzin jest utrzymywany przez całą ich edukację.

W takim systemie, obojętnie w jakim kraju, zawsze jest tak, że znaczny % dzieci po zakończeniu nauki zna język obcy bardzo słabo. W ich przypadku aktualnie stosowany sposób nauczania ponosi porażkę.

Dlaczego tak się dzieje? Jest jedna najważniejsza przyczyna - taki system wymaga systematycznej długoletniej pracy ucznia w domu - a ten warunek jest bardzo trudny do spełnienia. Wiadomo, że uczniowie mają różne warunki do nauki w domu, różna jest ich motywacja i zdolności. Część uzdolnionych albo lepiej umotywowanych uczniów sobie poradzi, ale część, niemal z założenia, poniesie porażkę. Kilkaset godzin swojego życia, które spędzi taki uczeń na lekcjach będzie bardzo mało efektywnie wykorzystanych, wręcz zmarnowanych.

Z. Broniarek za naistotniejsze w nauce języków obcych uważa: jak najszybsze opanowanie języka w stopniu umożliwiającym oglądanie telewizji (lub słuchanie radia), czytanie łatwiejszych książek, rozmowę na ogólne tematy. Te sprawności w oczywisty sposób ułatwiają utrzymanie w pamięci już posiadanego słownictwa oraz umiejętność jego zastosowania; ułatwiają też w znaczny sposób dalszą naukę.

Stosowany system nauczania zupełnie to ignoruje, zamiast osiągnąć ten poziom w maksymalnie krótkim czasie, rozciąga naukę na długie lata. Nawet w klasie maturalnej nie osiąga się tego poziomu.

Rozwiązanie kanadyjskie jest takie dobre, bo właściwie eliminuje potrzebę pracy ucznia w domu. Tutaj nie mamy do czynienia z nauką, tylko raczej z wchanianiem języka obcego. Po maksymalnie dwóch latach taki uczeń będzie mógł swobodnie rozmawiać na codzienne tematy.

Obecnie stosowany system niejako wymusza na uczniu, aby się do niego dostosował, jeśli tego nie zrobi - poniesie porażkę. Takie darwinowskie podejście jest wręcz nieetyczne w odniesieniu do dzieci - przecież nawet wielu dorosłych nie jest w stanie zmusić się do takiej systematycznej pracy.

Dziecko jest niejako zaprogramowane na wchłanianie języka, który słyszy i dlatego marnotrastwem jest nie korzystanie z tej właściwości ich umysłu.

> Moze nie tyle lepiej, a po prostu plynniej i spontaniczniej?

Pewnie, takie dzieci nie mają jeszcze wytworzonej bariery języka rodzimego więc nauka odbywa się w sposób w bardziej płynny, a brak rygoru sprawia, że odbywa się w sposób bardziej spontaniczny.

>efekty na pewno nie bylyby tak olsniewajace jak w Kanadzie,ale z drugiej strony te dzieci z pewnoscia znalyby angielski lepiej niz dzieci uczone tradycyjnie<

Na pewno było by mniej dzieci, które po ukończeniu wielu lat nauki wciąż nie potrafi rozmawiać, choćby tylko na codzienne tematy.
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Studia językowe

 »

Egzaminy