Ja angielskiego uczylam sie wlasciwie od pierwszej klasy szkoly podstawowej. Pare lat temu skonczylam studia a moja wiedza jest caly czas na poziomie średnio zaawansowanym. Musze dodac ze nigdy nie uczylam sie angielskiego w szkole (tylko francuskiego, ktorego tez teraz juz nie pamietam) tylko na kursach, prywatnie.
Niestety moja nauka wygladala w ten sposob ze oczywiscie zaczelam w pierwszej klasie potem mialam trzy lata przerwy, zaczynalam od poczatku, znowu przerwa i tak w kolko. Niestety stwierdzam ze w ten sposob zawalilam sprawe i teraz stracilam juz nadzieje, ze uda mi sie przekroczyc bariere dzwieku tzn, ze zaczne biegle mowic w tym jezyku. Nie potrafie sie przelamac, nie widze postepow, ucze sie teraz sama. Staram sie to robic sumiennie ale trafia mnie ze robie ciagle bledy w tych samych zdaniach.
Problem polega takze na tym, że potrafie robiac cwiczenia, w miare poprawnie tlumaczyc zdania czy czytajac proste ksiazki zrozumiec ich tresc. Problem zaczyna sie kiedy chce cos powiedzieć. To nie tak, ze nie mam smialosci ale wyrzucam z siebie takie stwory jezykowe, ze moj maz (znajocy angielski swietnie) plonie jak czerwony sztandar.
Z absolutnie szczera zazdroscia czytam o ludziach, ktorym w szybkim czasie udalo sie opanowac jezyk na poziomie konwersacyjnym. U mnie nie ma postepu, co zrobic???