jak uczyć

Temat przeniesiony do archwium.
moja mama zaczyna kurs angielskiego w jesieni, po egzaminie poziomosprawczym wygląda na to że coś wie, ale nie dużo. Ja już ten język dobrze znam i prawdopodobnie zyskała by gdybym jej pomagał. Mam właśnie zamiar jej pomagać, ale co robić, jak najlepiej uczyć? Jak jest tu jakiś nauczyciel lub nauczycielka, serdecznie proszę dajcie jakąś radę.
Lepiej jednak, żeby uczyli ją ludzie obcy. Jako syn nie będziesz miał dystansu do nauki mamy.

To tak jak z nauką jazdy: nigdy nie pozwól, żeby cię uczył ktoś z rodziny, a w ogóle najgorzej to jak uczy mąż/żona. Rodzice-dzieci też się nie sprawdza.
Ja jestem nauczycielką i próbowałam z moją mamą jakichś podstępów, by ją nauczyć angielskiego - chociaz podstaw, by mogła w pracy coś powiedziec. Ale - jest twarda. Nie chce. Cos tam jej dogaduję w kuchni czasem, przemycam tę wiedzę - ale ona robi wszystko, by nic nie zapamiętac;)
z tą rodzinną nauką nie ma reguł, choć pewnie eva74 ma trochę racji. ja uczę swoje dzieci od lat i mam wyniki. co do mamy, to sprawa jest trudniejsza, bo trudniej chyba uczyć rodziców niż latorośle. przede wszystkim sprawdź, czy ona chce pomocy. jeśli tak, zostań raczej doradcą. podsuwaj jej materiały (np. guided readers; odpowiednie dla niej materiały uzupełniające). możecie się umówić na 2-3 godz. konwersacji w tygodniu. piszcie do siebie listy po angielsku. niech ona codziennie cos napisze a ty jej to sprawdź. pomóż jej zdobyć know-how, podrzuć pare strategii uczenia się.
ja nie wiem skąd wzięła się teoria evy74...nauka z rodziną jest całkiem przyjemna i daje efekty...najważniejsze to chcieć się uczyć...a z nauką jazdy to już kompletna bzdura!
well,well,well..., a uczyłeś/aś kogoś ze swojej rodziny? Ja uczyłam jakiś czas braciszka, ale widuję go tylko w weekendy, a on zwykle spędza je na meczach siatki, więc nie wypaliło to na dłuższą metę, chociaż zdążył się trochę nauczyć i może kiedyś będziemy kontynuować. Nie wyobrażam sobie jednak nauczania np. mojej mamy ;-)
ucze dzieci swoich koleżanek anglistek, wszystkie stwierdziły, ze nauka mama-dziecko na dłuższą metę się nie sprawdza. Mysle, ze cos w tym jest. Moja mama tez jest językowcem i na naukę albo nie było czasu, albo jakoś tak było dziwnie i nic z tego nie wychodziło. Ze swoimi dziecmi jeszcze tego nie przerabiałam, bo są za małe.
Częściowo się z tym zgadzam. Nigdy nie udawało mi się pomóc bratu ani siostrze pod czas, gry ich koledzy bardzo chwalili sobie lekcje ze mną. Oni (koledzy i koleżanki) wiedzieli, że jeśli nie przyjda o określonej godzinie, to nie będzie lekcji. Wiedzieli też, że gdy ich nie będzie jak ja przyjdę, to więcej nie przyjdę. Tymczasem rodzeństwo uważało, że lekcje muszą się odbywać kiedy oni tego chcą. Inaczej było z Mamą, ona ceniła mój czas tak samo jak swój.

Jeśli chodzi o naukę jazdy sprawa wygląda inaczej. Tu dochodzi obawa o dość drogie finansowo i prawnie skutki niepowodzenia w czasie lekcji.
Temat przeniesiony do archwium.