Witam. JAK KTOŚ CHCE SKORZYSTAĆ Z USŁUG NIELEGALNEGO POŚREDNIKA I WAHA SIĘ CZY TO ZROBIĆ, NIECH PRZECZYTA MOJĄ HISTORIĘ I NAPRAWDĘ SIĘ ZASTANOWI. Wróciłem dwa dni temu nabity w butelkę. Zawierzyłem nielegalnemu pośrednikowi. W kraju wszystko było w miarę ok. Spotkałem się z gościem. Byłem u niego w domu. Spisałem jego dowód. Sprawdziłem u znajomego policjanta - okazało się, że nie jest notowany. Zapłaciłem 1300 zł. czekaliśmy (4 osoby, a każde z nas zero angielskiego). Jedynym mankamentem było tylko przesuwanie kilkakrotne terminu wyjazdu -tłumaczył się tym, że po co jechać skoro nie ma pracy. Zarzekał się ,że jedzie z nami na miejsce. W końcu nadszedł piątek - telefon jedziemy jutro, ale on nie może, bo ma coś pilnego. Dostaliśmy londyński numer kobiety która miała nas odebrać z Victorii. Dzwoniłem i umówiłem się z nią. W sobotę wsiedliśmy do autokaru i w niedzielę Londyn. Przyszło po nas małżeństwo. Ona przedstawiła się jako NATALIA, a on jako jej mąż Anglik. Gadanie - sprawiali wrażenie sympatycznych i wiarygodnych, jednak rozmowa była tylko po to, aby uśpić naszą czujność. Nawet nie wiem kiedy wyciągnęli od nas po 200 Funtów za załatwienie i po 30 na bilet do Southampton( później okazało się ,ze bilet kosztuje 13 Funtów, a reszta przepadła). Okazało się, że ma nas odebrać w Southampton jeszcze inny pośrednik. Zaryzykowaliśmy i w drogę. Na miejscu przyjechał po nas bus i na dzień dobry po 30 Funtów na mieszkanie. Nie zgodziliśmy się. Telefony. Okazało się, że każdy z pośredników mówi co innego. W końcu zamotali się sami i nie wzięli od nas kasy za mieszkanie, a zawieźli nas na nie. I to chyba nas uratowało, bo gdybyśmy zapłacili, to zostalibyśmy bez kasy na powrót do Polski. Przyjeżdżamy na mieszkanie a tu szok. Dom wygląda jak melina, na wpół nagie pijane kobiety i pijani faceci. W całym domu chyba z 15 osób, wszystko „na kupie”, a miały być 3 osobowe pokoje. Nie chcieliśmy zapłacić, a oni do nas "kasa albo wyp...". Z jednym z trzeźwych i normalnie wyglądającym człowiekiem rozmawiałem i powiedział, że im chodzi tylko o to, aby zostawić nas bez kasy, a wówczas byśmy pracowali za 2, 3 Funty na godz., a napewno bylibyśmy bez wyjścia i musielibyśmy zostać(on tak siedzi od pół roku i pracuje po 2 dni w tyg. Po to aby opłacić to „mieszkanie”. Odwrót. Gość odwiózł nas na stację, kupił od nas trochę żarcia, co wystarczyło nam na powrót do Londynu. Telefony dzwonią i przyjeżdżają po kolei pośrednicy, z przeprosinami i naleganiem o pozostanie, że praca będzie za 2, 3 dni. Teraz nasz ruch. Dzwonimy do znajomego i śpimy u niego, a pośrednikom mówimy, że zostajemy parę dni u znajomych. To ich uspokoiło. Gdy dzwonią za 2 dni jesteśmy już szczęśliwi w Polsce. Wtedy pogróżki, aby nie grozić temu pośrednikowi w Polsce. On sam bojąc się oddaje część kasy. I tak kończy się nasza przygoda z pracą w Anglii.
To moja historia w bardzo małym skrócie. Jedynymi zaletami naszej wycieczki było to, że zobaczyliśmy Londyn i wiele nauczyliśmy się. Dalej spróbuję wyjechać, ale podszlifuję angielski i nie zaufam żadnemu Polakowi. Mamy naprawdę szczęście, że wróciliśmy cało i że nie musieliśmy żebrać w Ambasadzie o kasę na powrót. Straciliśmy po ok. 3 tys. zł., ale dzięki naszej rozwadze i ogromnemu szczęściu, godnie i co ważne cali wróciliśmy do domu.
Powtarzam, że to tylko mały skrót naszej wyprawy, a jak ktoś ma jakieś pytania, to bardzo chętnie służę pomocą. Będę się cieszył, że uratuję chociaż jedną osobę. Dodam, że pośrednikiem w płd.-wsch Polsce jest Jaromir Boratyn zamieszczający ogłoszenia w prasie. Jak ktoś już zetknął się z nim i chce coś wiedzieć więcej proszę o kontakt.
[email]