Licencjat byl najbardziej lajtowy: robilem analize cech roznych jezykow, ktore uchodza za lingua franca, zeby zrobic model lingua franca i potem przykladalem go do angielskiego.
Magisterka poszla mi w inna strone niz pierwotnie zamierzalem, ale tez sie przy niej bawilem dobrze: robilem analize procesow slowotworczych w pidzynie z Pacyfiku.
Doktorat bedzie tez o tym pidzynie, ale tym razem chce sie zajac raczej spoleczno-kulturowymi uwarunkowaniami istnienia tego jezyka, jego rozwoju itp. Mam pewne przypuszczenia co do socjolektu tego jezyka uzywanego w mediach i chce to zbadac, czy moje przypuszczenie ma racje bytu.
nie nie trzeba miec publikacji, ale warto, bo to oznacza, ze sie juz naukowego cos zrobilo - ja mam 1 opublikowana i 3 w druku + 4 konferencje/seminaria/sesje naukowe (miedzynarodowe) w Polce i zagranica - wiec jakis cien szansy, ze mnie przyjma jest.
pzdr.