ile mozna zarobic po anglistyce?

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 44
poprzednia |
CO MOZNA ROBIC PO ANGLISTYCE?CZY PO SKONCZENIU JEJ MAM SZANSE BYC W TZW ELICIE I ZARABIAC KILKANASCIE TYS?WIEM ZE TO GLUPIE>>>>>>WACHAM SIE MIEDZY STOSUNKAMI MIEDZYNARODOWYMI A ANGLISTYKA>>>>>>>>>>>>>>>>>>>?????????prosze o odp kompetentne osoby ktore cos niecos wiedza o rynku pracy:)
Tak, od razu z dyplomem dostaniesz czek na kilkanascie tysiecy zlotych i sluzbowy samochod :)
Do Niezdecydowanej

Masz dwa wyjścia: możesz być nauczycielem języka ang. powiedzmy w szkole, w szkole prywatnej no i oczywiscie dawac korki. Bedziesz zarabiac sporo, bedziesz mogla duzo pozdwiedzac, chodzic kilka razy w tygodniu do kina itp. itd.

Ale musisz poniesc nastepujace koszty: brak wolnego czasu absolutny
( przeciez do kazdych zajec trzeba sie przygotowac), bedziesz chodzic glodna czesciej niz najedzona;-) no i jestes chyba bardziej w tym wszystkim skazana na samotnosc niz szczescie rodzinne.

Wszystkie moje wypowiedzi to bardzo wnikliwa obserwacja moich przyjaciol anglistow.
Czy Kiedyś do Nich dolącze????

Pozdrawiam Lidia
hmmm...skoro chcesz isc na anglistyke tylko dla kasy to odradzam, moze nie ze wzgledu na niskie zarobki, tylko na fakt, iz na ang. trzeba isc z przekonaniem, ze chcesz sie tam znalezc, inaczej bedziesz sie bardzo meczyc na tych studiach, to raczej zabawa dla fascynatow...
ja kocham ang ale jestem realistka-wole rozwijac swoja paseje sama i studiowac cos oplacalnego a nie zostac pasjonatka-nauczycielka bo to by bylo bez sensu
jak chcesz zarabiac duzo to musis sobie zrobic jakies studia zaoczne albo chociaz jakies podyplomowe, ale niestety zycie lektora tak wyglada jak to na gorze opisano. Ja jestem na piatym roku i sie zastanawiam na wyjazd za granice zeby zarobic na otwarcie interesu (np. szkole) i na jakies podyplomowe bo na razie usmiechaja mi sie tylko szkoly jezykowe (do panstwowej w najblizszych 10 latach to bym nie poszla za nic na swiecie). Z drugiej strony kolezanka juz swoja szkole ma, co prawda tylko 5 miesiecy ale od rana do wieczora siedzi w pracy a kasy na razie tez nie ma.

znam kilku ludzi ktorzy pracuja w roznych firmach i troche tam zarabiaja ale oni wszyscy maja podyplomowe albo kursy skonczone. Bez tego ani rusz....chyba ze sie ma szczescie.

Nie wiem jak to jest z tlumaczeniami, bo bardzo rzadko mi sie zdarza jakas okazja . Musze przyznac ze to mnie bardziej kreci niz nauczanie ale jezeli chce byc w tym dobra to jeszcze dluga droga czeka mnie.

Innymi slowy, kiepsko to wyglada na razie ale nadzieje trzeba miec.....
Nie do końca zgodzę się z Lidia, ze lektorzy maja aż tak źle:) pod względem braku wolnego czasu. Podam także przykład wzięty z życia – pracuje w szkole językowej. Całkiem dobry lektor (ale NIE jakiś taki powalający, żeby aż ustawiały się kolejki na jego zajęcia czy superaktywny, co to prowadzi dodatkowo i kursy w firmach, i uczęszcza na podyplomowe studia metodyczne/translatorskie i ma jeszcze mnóstwo korków etc.) - taki powiedzmy PRZECIETNY całkiem dobry uczy, powiedzmy przez 4 dni w tygodniu. Ma, powiedzmy, 5 grup – każda po dwie godziny lekcyjne, czyli pracuje przez dwa dni ok. 4,5 godziny oraz przez dwa po ok. 3 godziny. Do każdych zajeć, czyli BLOKU połtoragodzinnego (2 godz. lekcyjne) przygotowuje się średnio godzinę zegarową, czasem więcej, zwłaszcza jak ma testy do sprawdzenia, czy prace pisemne, ale często mniej, zwłaszcza jak ma wiele materiałów dodatkowych i dobrze opracowanego teacher\'s booka. Dodatkowo, jeśli ma, powiedzmy 2 czy 3 grupy na rzeczone 5, na takim samym poziomie, powiedzmy intermediate, przygotowuje odpowiednio mniej materiałów... I taki lektor, pracując 20 godzin po 45 min. tygodniowo plus przygotowując się średnio 10 godzin zegarowych, i biorąc za godzinę lekcyjną ok. 35-40 zł netto, może zarobić od ok. 2800 do 3200 miesięcznie.
Jak dla mnie kasa bardzo OK, starczy swobodnie na częste wypady do kina;) i po prostu godne życie, w którym zakup fajnych ciuchów czy 2-tygodniowe wakacje w UK/na Krecie/w Hiszpanii nie będą egzotyka...
Opisywany \"modelowy\" lektor (wzorowany na realnych osobach, rzecz jasna )NIE MUSI mieć dodatkowo korków, ani innych zajęć. Ale wystarczy, ze będzie uczył dodatkowo 3 osoby w tygodniu, po godzinie zegarowej, po 40 zl. Dochodzi miesięcznie kolejne 480 zł, co chyba nawet dość rozrzutnym osobom na kino;) i piwo i nawet cos do piwa powinno miesięcznie wystarczyć....

Etat w każdej innej pracy wynosi min. 40 godzin... Oczywiście samo uczenie, chociażby w opisanym przypadku, to bardzo intensywne 20 godzin (lekcyjnych, zegarowych 15;) ALE KAZDY lektor, którego znam, i któremu było dane pracować wcześniej w typowej pracy etatowej, bardzo chwali sobie nie tylko elastyczność swego obecnego fachu;) ale przede wszystkim to, ze ma WIECEJ czasu na wszystko, tym bardziej, ze przygotowują się do zajęć głównie w domu, i sami organizują sobie swój czas i to, kiedy co i jak będą robić.
Hej! Jestem po kolegium,pracuje w dwoch szkolach-panstwowej i prywatnej.Wyciagam 2000 zl miesiecznie,na razie jestem kontraktowym nauczycielem,z 4 letnim stazem pracy,nie mam jeszcze magistra,wiec uwazam,ze z zarobkami nie jest tak zle.W tym roku zdaje na uzupelniajace magisterskie,za dwa lata bede nauczycielem mianowanym,wiec zarobki w panstwowej beda wieksze.Jak wszystko dobrze pojdzie to za 3 mgr (zwieksza sie zarobki w panstwowej i prywatnej:)),takze wyciagne jeszcze wiecej.Jest niezle,jestem zadowolona,odlozylam sporo kasy.Jest tylko jeden minus,o ktorym ktos juz tutaj wspomnial-brak czasu dla siebie.Pracuje 6 dni w tygodniu od rana do wieczora,mam wolna tylko niedziele.Pocieszajace jednak jest to,ze nauczyciele maja 2 miesiace platnych wakacji,ferie itp...Pomimo wczesniejszych narzekan pozostane w tym zawodzie,zaczynam to lubic...
Jeśli jesteś dobra to możesz zarabiać nawet 60 zł za 45 minut. W szkole prywatnej oczywiście. Gdzie srednio dostajesz 20 godzin. Musisz się oczywiscie przygotować do zajęć, ale to po jakms czasie idzie bardzo szybko. Plusem jest to że masz jeszcze troche czasu by sobie dorobic gdzie indziej.
Moim zdaniem warto - również z powodu benefitów finansowych. Doświadczony lektor, który ma dobre kontakty, reputację, jest pracowity i się ceni [mam na myśli pracę do 46-48 godzin / tyg. - w tym: zajęcia, przygotowanie zajęć, tłumaczenia, itp] może zarobić ponad 4 tys. netto w jednym z większych miast na zachodzie Polski. Kluczem do sukcesu może być np. utrzymanie się przez kilka lat w tej samej firmie [podwyżki] - o ile jesteśmy ze współracy na tyle zadowoleni, aby ją kontynuować. Jestesmy w UE, więc może współpraca z biurem tłumaczeń z któregoś z bardziej rozwiniętych państw (?) - (mój przypadek) - co oznacza kilka razy wyższe stawki. Nie zawsze dobrze jest oceniać mozliwości danej firmy / szkoły na podstawie stawki oferowanej na rozmowie kwalifikacyjnej. Normą jest, że poczatkujący dostają mniej... Ostatnio znajoma mówi mi, że była u nas na rozmowie i nie ukrywała rozczarowania wysokoscią proponowanej stawki, wymieniając sumę wynoszącą 70% tego, co dostaję ja, po paru latach... Osobiście uważam, że wymiana informacji na ten temat w naszej branży jest bardzo cenna - warto wiedzieć, czego nalezy oczekiwać. Żałuję, że nie ma już portalu angliści.pl, gdzie wymiana informacji była tak aktywna, że stworzono odrębny, poświecony właśnie zagadnieniom finansowym dział na stronie.
a ja chce isc na anglistyke z powodu takiego ze kocham ten język
i tak zupełnie szczerze - nigdy nie myslałam o pieniadzach jakie z tego moga byc ;D moze jestem idealista, moze kiedys zycie zweryfikuje to co mówie
ale moja pasja wyzwala potezne pokłady motywacji do robienia tego co robie
No i świetnie. Mając tak szczerą motywaję masz zadatki na dobrego, zaangażowanego w swoja pracę lektora. Będąc na studiach też nie myslałem o kasie, ale punkt widzenia się zmienia, szczegolnie po 30stce :). Co nie zmienia faktu, że moje hobby i praca to jedno. Pozdrawiam i zyczę sukcesów i satysfakcji.
hehehhh wolny czas ;D
ja nic innego nie robie w wolnym czasie tylko angielski takze wielkiej róznicy nie bedzie ;P

tak na powaznie to nie przesadzam ale lubie miec kontakt z jezykiem prawie cały czas

jeść można rownoczesnie robiac co innego
thanks
thanks
Najwięcej chyba i tak zarabiają tłumacze (biorąc pod uwagę czas pracy), ale trzeba byc naprawde dobrym w tym co sie robi. Ja robie teraz staz w SP za co mam mega satysfakcjonujaca pensje ok 640 netto ;) ale to zostaje na koncie bo oszczedzam na szczytny cel ;) a żyje z korepetycji, mysle jeszcze o pracy w szkole jezykowej, chociaz watpie czy starczy na to czasu bo jeszcze studiuje zaocznie ;) Tak czy siak od 19 r.ż. mam własne pieniadze i nie mam zawodu "córka" ;) Elitą póki co sie nie czuje, chociaz studenci innych kierunkow moze maja gorzej, nie wiem...
Mysle, ze studenci innych kierunkow maja jednak gorzej niz my.rnZ jednej strony moze i maja mniej zajec, a wiec wiecej czasu, zeby gdzies dorabiac, ale ich zajecia na ogol nie sa zwiazane z kierunkiem, ktory studiuja (jakies promocje, w hipermarketach itp). Anglisci natomiast maja mozliwosc zarobienia nie najgorszej kasy, robiac cos, co jest ich pasja. No i wiadomo - popyt na korki z angielskiego jest znacznie wiekszy niz na korki z, nie wiem, biologii, matmy czy fizyki. Tak przynajmniej mi sie wydaje. Ja sama chce znow rozkrecic korepetycyjny biznes, wlasnie drukuje ogloszenia;)
a ja odradza stosunki międzynarodowe, chyba że masz wyskoko postawionych znajomych w ministerstwie spraw zagranicznych.
to jest kierunek zupełni niekonkretny i nie wiadomo co po nim robić,
lepiej wybrać prawo albo finanse, przynajmniej będziesz mieć konkretny zawód
>Najwięcej chyba i tak zarabiają tłumacze (biorąc pod uwagę czas
>pracy), ale trzeba byc naprawde dobrym w tym co sie robi.

Zeby byc dobrym w tlumaczeniu z jakiejs dziedziny, trzeba kilka lat tlumaczyc. 30 zl za strone to nie sa kokosy.
jestem dopiero na 2 roku, ale do korepetycji mam duże szczęście. moi uczniowie sami mnie znaleźli, nawet nie zamieściłam ogłoszeń:) dwa dni temu np. byłam u fryzjera, wywiązała się rozmowa, że potrzebne są korepetycje i już:) 20 zł za godzinę to też nie kokosy, ale ze względu na moje małe na razie doświadczenie, jestem zadowolona.
Gdzie studiujesz i ilu masz 'korkow'?:)
"30 zl za strone to nie sa kokosy" pewnie nie, ale sa przeciez wyzsze stawki ;) i tak uwazam ze tlumaczenie wychodzi taniej bo dowiadczony tlumacz nie tlumaczy jednej strony przez godzine i nie musi sie wczesniej przygotowywac...przeciez texty np ekonomiczne czesto sie powtarzaja /mam na mysli np umowy, a nie projekty/
> i tak uwazam ze tlumaczenie wychodzi taniej bo dowiadczony
>tlumacz nie tlumaczy jednej strony przez godzine i nie musi sie
>wczesniej przygotowywac...

Tylko jak zdobywa sie doswiadczenie? Siedzac nad jedna strona pare godzin...
Natch. studiuję w Lublinie i mam 3 uczniów:)
Jeszcze w kwestii tłumaczenia i szybkości pracy tłumacza. zainteresujcie się programami CAT. Bez tego nie ma tłumaczenia na serio, a na rozmowach kwalifikacyjnych (nie mówię tu oczywiście o posadach lektorskich) i tak Was zapytają, czy macie doświadczenie związane z uzyciem takich programów jak TRADOS, czy Wordfast. Poczytajcie o computer aided translation oraz translation memory tools, a przede wszystkim już teraz spróbujcie ich używać (no, chyba że już ćwiczyliście zabawę takim softem na studiach). Pozdrawiam.
zainteresujcie się programami CAT. Bez tego nie ma tłumaczenia na
>serio,

To ja od 15 lat nie tlumacze na serio :-)
CAT-y przydaja sie do tlumaczenia tekstow powtarzalnych, ale sa dziedziny, np. medycyna, w ktorych takich tekstow nie ma zbyt duzo.
Wszystko jest kwestią wyrobienia pewnych odruchów. Ja używam programów CAT dosłownie do wszystkiego, włącznie z dziedzinami takimi jak informatory turystyczne, teksty naukowe, sprawozdania z audytu, etc. i oczywiście na bieżąco tworzę do tego bazy danych i glosariusze. I widzę, że robię to dużo szybciej niż kiedyś... Oczywiście nie zachęcam stosowania TRADOSa do tłumaczenia poezji :). Co do słowa 'serio', którego użyłem - w głównej mierze mam na myśli sytacje, w których tłumaczy się dużo, szybko (terminy) i raczej dla benefitów finansowych, niż dla przyjemności i satysfakcji. Chodzi mi o to, że jeśli pojawiają się różne zlecenia z krótkimi terminami realizacji i to w jednym czasie, zdarza się tak, że muszę wybierać i z reguły wybieram tekst, który szybko i sprawnie mogę zrobić za pomocą TRADOSa. Nie twierdzę, że bez tego typu programów nie można robić doskonałych tłumaczeń - byłoby to absurdem. I przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, prezentując taki właśnie - subiektywny przecież - pogląd na kwestię tłumaczenia 'na serio'. Dam jeszcze inny przykład wyjasniający na czym polega moj punkt widzenia. Jeśli nad jednym dużym projektem pracuje więcej niż jedna osoba, tak jak ma to miejsce w wielu dużych i poważnych biurach tłumaczeń, to konieczne jest ujednolicenie metod pracy, stylu, a także, zależnie od charakteru tekstu, nazewnictwa. Bez CAT byłoby to trudne i niezwykle czasochłonne, dlatego też tego rodzaju pracodawcy lubią zapytać o znajomość takiego oprogramowania, a czasami, w ramach rozmowy kwalifikacyjnej, przetestować kandydata z jego znajomości. Może dość wąsko pojmuję termin 'na serio', ale posługuję się nim, myśląc o dużych projektach, po kilkadziesiat (i więcej) tysięcy słów, do realizacji w krótkich terminach, zlecanych przez dużych klientów za duże pieniądze. Pozdrawiam wszystkich obecnych i przyszłych tłumaczy na forum.
to wszystko prawda. Duże projekty, harmonizacja itp. - może z wyjątkiem stwierdzenia, że tłumaczenia na serio, do których potrzebny jest CAT, to tłumaczenia dla benefitów (co to za słowo?) finansowych. ja jestem takim tlumaczem i się jakoś bez CAT-ów obywam. Nie jestem przeciwnikiem takiego wspomagania i nawet sciagnalem darmowa wersje jednego z nich (choc jeszcze nie zainstalowalem), ale CAT to nie wszystko. Dam taki kontrprzykład: jeżeli w tekście pojawia się kilka razy zwrot "badania wykazały", to mam prawo tłumaczyć to raz "the study found", a kiedy indziej "the findings demonstrated". Oczywiscie, wiem, ze wyroki CAT-ow nie sa ostateczne i nawetjezeli CAT podstawi wszedzie to samo sformulowanie, to moge je potem zastapic innym. W ten sposob tekst bedzie ladniejszy, ale tlumaczenie zabierze wiecej czasu. No ale przeciez nie o to chodzi, nie?

"Może dość wąsko pojmuję termin 'na serio', ale posługuję się nim, myśląc o dużych projektach, po kilkadziesiat (i więcej) tysięcy słów, do realizacji w krótkich terminach, zlecanych przez dużych klientów za duże pieniądze."

duzy projekt mozna zrealizowac w krotkim terminie, jezeli jest powtarzalny w warstwie terminologii oraz jezeli zleceniodawca nie ma nic przeciwko ciaglemu uzywaniu schematycznych formul zdaniowych (schematycznych, bo pochodzacych z bazy danych). Zatrudnienie zespolu tlumaczy przyspiesza sam proces tlumaczenia, ale pociaga za soba koniecznosc sczytania calego tekstu, co opoznia termin oddania gotowego tlumaczenia.

Jak to mowia: tanio, szybko, dobrze - choose any two.
Ogolnie zgadzam się. Ale wyobraź sobie, że odpowiedników danej frazy angielskiej bazka danych daje Ci kilka (wszystkie twoje, wszystkie dobre) i możesz szybko dokonać wyboru, decydując, ktory odpowiednik najlepiej "siedzi" w kontekście. Pamięć ludzka [a przynajmniej moja] bywa zawodna, więc nie zawsze jestem w stanie odtworzyć dokładnie sposob, w jaki tlumaczyłem jakies sformułowanie, nawet jeżeli w tekście, który robię nie powtarza się zbyt często. Dobrze edytowana, uporzadkowana baza danych w takich razach oznacza wygodę. Siedem lat tłumaczyłem zawodowo bez programów CAT, używam ich w mojej pracy od lat czterech i na podstawie tych doświadczeń opieram moje opinie, nie twierdząc, że nie da się inaczej. Jasne, można się obywać bez. Niniejszym odszczekuję to "tłumaczenie na serio", OK? Za "benefity" przepraszam - poniosło mnie. Czasami zdarza mi się nawet uzyć słowa "fleksybilny" - kiedy jestem w nastroju do psikusów, szczegolnie po kilku piwach. pax między chrześcijany. Pozdrawiam.
Hey, I have some experience with translations but never used (heard about it) Trados or Wordfast.
Could you write to me and tell sth more about it?
[gg]

How to can I get this programms?
Where from?

Cheers!!
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 44
poprzednia |

« 

Studia językowe

 »

CAE - sesja zimowa 2003