uważaj na oferty pracy z firemek z innych miast organizujących kursy w budynkach szkół, kilka znajomych już się nacięło, obiecywali, obiecywali, a ty tylko ucz i biegaj po kursach i po parę miesięcy nie płacili, potem jak rezygnowałeś, to bardzo niewybrednie grozili . Oni właśnie wyberają osoby, które dopiero co przyjechały do innego(nowego) miasta, jeszcze niekoniecznie się zaaklimatyzowały, nie poznały nikogo, kogo w razie czego by mogły prosić o pomoc, no i sa bardziej podatne na dobre słowo i podłechtane na początku, ze z morza kandydatów to właśnie ich wybrano. Mechanizm jest zwykle szblonowy, więc osoby te pobierają pieniądze za kurs od zwykle rodziców kursantów i wpłacają je na rach prywatny szefa , jako tytuł wpłaty mają polecane podawać coś w stylu: darowizna na rzecz szkoły językowej lub bardziej wymyślne(może ktoś mający podobne doświadczenia napisze jakie), oraz cierpliwie czekają na obiecane podręczniki (za które osobiście zebrali kaskę od klientów, po czym odesłali jak zwykle na rachunek prywatny szefa firemki szkoleniowej (tu zwykle następuje bajer o tym, ze tam szybciej kaska dochodzi, więc podręczniki będzie można szybciej kupić i mu wysłać, lub, że tak jest taniej i dzięki temu lektor dostanie prowizję od książek , potem jak nie ma pensji za 1szy miesiąc, to ach, szef nie miał czasu/głowy do wysłania, jest zły nr rach/ wyśle w poniedziałek, nie dostał wypełnionych dok z tematami lekcji . po dwóch miesiącach klienci się niecierliwią, że nie ma książek, za które zapłacili, po 3ch juz sa wściekli i każą oddać swoje pieniądze od ciebie, bo to ty je zbierałeś. po 4 miesiącach chcesz rzucić wszystkie kursy i wydzwaniasz na zwykle nieodbierany już tel na swój koszt do szefa, czasami odbiora i ktoś tam powie, że szefa nie ma i bedzie kiedyś tam, potem, ze juz właśnie wyszedł, był 5 min wcześniej.
Po kilku miesiącach ktoś na ulicy wyzywa cię od złodziei i naciągaczy, podchodzisz i pytasz się czemu, dowiadujesz się, że twój były szef rozwiązał kurs języka, pieniędzy za resztę roku nie oddał, choć kurs odbywał się tylko 1 semestr, argumentując, ze to lektor przywłaszczył pieniądze za wszystko i zniknął, przez co firma ma problemy finansowe, nie ma z nim kontaktu i dlatego nie może go pociągnąć do odpowiedzialności, ale bedzie robił co się da i zawiadomi zaraz, jak bedą pieniądze i poprosi o nr rach bankowych i poodsyła, ale takie sprawy trwają i on rozumie, że nie ma pieniędzy, ale on od razu by oddał, tylko, że sam nie ma i tak mu wstyd, że komuś takiemu zaufał, jak lektor. Jeśli ktoś też miał podobne doświadczenia, proszę podzielić się uwagami.