Zgadzam sie z przedmowcami - gadanie do siebie w obcym jezyku bardzo pomaga i pozwala sie przyzwyczaic do myslenia w obcym jezyku. prawda jest tez, ze warto miec swoje zdanie na mozliwie duzo tematow - wg mnie najgorsze co mozna zrobic, to wciskac komisji banaly, ktore ci ludzie slyszeli tysiace razy. czasem lepiej powiedziec cos kontrowersyjnego - to zwieksza szanse na zostanie zapamietanym.
poza tym:
1. przede wszystkim systematycznosc - codziennie minimum 30 minut na nauke. poza tym zazwyczaj robie tak, ze w tygodniu ucze sie nowych slowek czy zwrotow, a w weekend powtarzam.
2. nie gardze zadnym (no prawie zadnym;]) slowkiem - co sie tylko da zapisuje do specjanych zeszytow. mam juz calkiem spora kolekcje :)
3. jezeli mieszkasz w duzym miescie, to warto poszukac bibilioteki, ktora wypozycza obcojezyczne ksiazki i czasopisma (np. we Wroclawiu w biliotece na Rynku jest mnostwo ksiazek, gazet i czasopism, a pracujace tam panie zawsze cos doradza). zawsze mozna sie wesprzec tak zdobytymi informacjami i zaimponowac komisji.
4. warto jest zrezygnowac z paru wypadow do klubu i mniej palic, a zaoszczedzone pieniadze wydac na konwersacje u nativa :) mnie takie lekcje bardzo pomogly - poprawilam wymowe i nauczylam sie pilnowac, zeby nie robic glupich bledow gramatycznych.
5. a jezeli jestes bardzo zdesperowany, to warto uruchomic wszelkie mozliwe kontakty i znalezc kogos, kto wyklada na uczelni, o ktorej marzysz. np. moja kolezanka z klasy marzyla na o anglistyce na UWr i przez rok chodzila na korepetycje do jakiegos wykladowcy stamtad, robila z nim testy, przerabiala najpopularniejsze tematy itp. i, mimo ze orlem z angielskiego nie jest (ledwo 4 na ustnej maturze), to zdala egzamin wstepny. oczywiscie sporo ja to kosztowalo - zarowno czasu, jak i pieniedzy. ale czego sie nie robi, by spelnic marzenia, prawda?
zycze powodzenia.