Szkoła językowa - strata pieniędzy i czasu ?!

Temat przeniesiony do archwium.
Czy nie uważacie, że szkoły językowe to strata naszego cennego czasu i pieniędzy.

1. Pieniądze - przeliczając cenę kursu językowego na jedną godzinę w przeciętnej szkole językowej wychodzi nam około 50 zł. Biorąc dla przykładu multimedialny kurs językowy, który gwarantuje zwiększenie poziomu znajomości języka o jeden poziom w 50 godzin, przeliczając jego cenę (Tell Me More - Performance - 309 zł) na te 50 godzin, wychodzi nieco ponad 6 zł. Różnica dla mnie jest oczywista, tym bardziej, że program się nie urywa po tych 50 godzinach.

2. Skuteczność - śmiem twierdzić, że skuteczność programów komputerowych jest często dużo wyższa niż tradycyjnych kursów. Sami wybieramy działy, zakres, poziom, a nawet intensywność nauki, co choćby zwiększa naszą automotywację.
W takim Tell Me More, mymy wszystko to co interaktywny tradycyjny kurs posiada: listening, writing, speaking, i dużo, dużo więcej

3. Czas, a choćby dlatego, że nie tracimy czasu na wychodzenie z domu :)

Co myślicie o tym ? Z jakimi programami się spotkaliście, jakie Wam wpadły w oko, a od których uciekaliście czym prędzej ?? :)
1. Ile szkół bierze 3000 za semestr nauki? Za 50zł za lekcję to masz lektora na zajęciach indywidualnych, zajęcia grupowe kosztują w przeliczeniu +/- 15 zł. Do tego porównanie trochę od czapy, bo w grupie ćwiczysz więcej umiejętności.
2. Nie każdy umie uczyć się sam, to raz. Dwa, jeśli uważasz, że program multimedialny daje ci więcej niż szkoła, to świadczy tylko i wyłącznie o tym, że ta konkretna szkoła (a właściwie twój konkretny kurs) jest po prostu kiepska. Poza tym żaden program komputerowy nie oceni twojego speakingu (wymowę może tak, ale komputery nie są jeszcze tak inteligentne, żeby oceniać czy mówisz z sensem i do rzeczy) ani writingu (a przy wielu kursach ten element jest konieczny - np. przy egzaminach i w biznesie). Czyli taki kurs, nawet najlepszy, uczy tylko połowy umiejętności.
Piszesz o tym, że sam decydujesz czego się uczyć. OK, jeśli wiesz czego ci potrzeba i jak się tego uczyć. A nie czarujmy się, większość ludzi tego nie wie. (Inaczej nie oburzaliby się, że w ramach konwersacji muszą robić ćwiczenia na słownictwo i gramatykę - których nie znają - bo przecież "oni chcieli tylko rozmawiać".)
3. A to już twoja prywatna opinia:)

Dobry program może fajnie wspomagać naukę, ale IMHO tylko wspomagać. A na złą szkołę faktycznie szkoda czasu i pieniędzy.
rany usmialam sie kursy w szkolach jezykowcyh nie sa po to aby nauczyc nas na 100%jezyka trzeba sie samemu uczyc a najlepiej jezeli ktos chce znac go biegle to nie obejdzie sie bez wyjazdu do kraju gdzie ten jezyk jest ojczysty.
a dla nie zorientowanych te kursy sa poto aby miec na papierze mniej wiecej poziom a po co a po to ze jezeli idziesz do pracy to wymagaja jezyk(na piekne oczy nie uwierza ze znasz na poziomie B2) druga sprawa jezeli studiujesz i chcesz wyjechac w programie erassmus czy w innym to tez wymagaja certyfikat zaswiadczenie itd. co z tego ze nauczysz sie inwidualnie jak nigdzie na zadnym papierku nie masz ze znasz jezyk????jesli chodzi o prace zwlaszcza w polsce to najpierw patrza na osoby z papierem a potem masz rozmowe i ewentualnie test.pozatym zawsze jest co wpisac w cv.wiem ze szkoly zdzieraja kase ale przeciez sam sobie nie wydrukujesz tego papieru(nikt go nie uzna)
Rozumiem istotę certyfikatu z języka, ale można go uzyskać po skończeniu egzaminu, nie kursu, a z tego co wiem, za to i za to płacimy niestety osobno, chyba że są to egzaminy wewnętrzne, a te raczej nie liczą się i nie są uznawane przez pracodawców ;) Po kilku kursach w szkołach oraz stosowaniu wielu programów multimedialnych zaczynam stosować program jako podstawowe narzędzie do nauki języka. Dla mnie jest to bardziej efektywny i mniej czasochłonny sposób. I myślę, że widać, właśnie teraz powiększającą się tendencję do używania takich programów.
1. Pieniądze: w mojej szkole po uwzględnieniu wszystkich rabatów (zapisanie się wcześniej, kontynuacja nauki, wpłata jednorazowa) cena za lekcję wyniosła niewiele ponad 10 zł.

2. Skuteczność.
Niewiele osób ma wystarczającą motywację aby regularnie pracować z kursem multimedialnym. A jeszcze mniej ma niezbędną wiedzę jak powinna wyglądać samodzielna nauka.
Poza tym z programem multimedialnym nie da się nauczyć rozmowy i pisania.

3. Czas - ja mam kurs językowy po pracy, więc po prostu później wracam do domu i tyle. Poza tym kurs w szkole to też pewnego rodzaju rozrywka i spotkanie z ludźmi i jest to o wiele lepsze niż siedzenie przed komputerem.

>a dla nie zorientowanych te kursy sa poto aby miec na papierze mniej
>wiecej poziom

hmmm...Język angielski oczywiście jest językiem najbardziej popularnym więc pewnie ludzi z takim nastawieniem na pewno jest sporo. Sporo jest jednak takich, którzy chodzą na kurs nie tylko dla papierka chociaż być może faktycznie bardziej widoczne jest to w przypadku innych języków.

Dla mnie w tej chwili nauka języka (NIE angielskiego) jest przyjemnością i bynajmniej nie robię tego dla papierka. Nawet nie byłam po odebranie zaświadczenia, bo nie jest mi do niczego potrzebne. Ważne jest to co umiem a nie to co na papierku. Większość osób w mojej grupie miała takie nastawienie dlatego nauka to była przyjemność, rozrywka i bynajmniej nie strata czasu.

Program Tell Me More znam - rozczarował mnie strasznie.
Lubię za to programy z serii Profesor do nauki słownictwa.

Czasami mam wrażenie, że teraz jest za dużo możliwości i taki uczeń ma trzy programy, dziesięć książek i tylko się zastanawia za co się zabrać. I zamiast się uczyć rozmawia na forum o wyższości jednej książki nad drugą nie zawsze mając czas do nich później zajrzeć.

Ja mam: słownik, dwie książki z gramatyki z ćwiczeniami, podręcznik (z kursu) i program Profesor do nauki słownictwa.
Czytam inne rzeczy związane z potrzebami lub zainteresowaniami ale traktuję to jako dodatek.
"Czasami mam wrażenie, że teraz jest za dużo możliwości i taki uczeń ma trzy programy, dziesięć książek i tylko się zastanawia za co się zabrać. I zamiast się uczyć rozmawia na forum o wyższości jednej książki nad drugą nie zawsze mając czas do nich później zajrzeć."

Podpisuję się pod tym "obiema ręcami" :))) Klęska obfitości dotknęła wiele osób, a programy komputerowe to hohohohoho :D Można godzinami przecież dyskutować nad parametrami, strategiami itp. zamiast się po prostu uczyć. Niech nikt nie poczuje się obrażony, ale czasami przypomina to roztrząsanie wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Both are good :D

Latami mi wystarczał słownik Stanisławskiego, a potem Oxford Advanced Learner's Dictionary. Przerobienie ultrasolidne dwóch książek (!) dało mi wiedzę wystarczającą do przeżycia dwóch pierwszych lat filologii. Więc nie przeginajmy z ilością materiałów. Liczy się solidność pracy, zapamiętanie jak największej ilości słówek, zwrotów itp.
>Czy nie uważacie, że szkoły językowe to strata naszego cennego czasu
>i pieniędzy.

Ja tak nie uważam. Jestem fanem programów komputerowych, ale uważam, że one tylko wspomagają naukę, nie zastępują ani nauczyciela, ani własnej pracy z podręcznikiem.

Bardzo mi się podobało stwierdzenie jednego z uczestników tego forum:

"Żeby nauczyć się języka trzeba mieć trzy "o" - olej w głowie, ołówek w ręce i ołów ..." nie napiszę gdzie. Cytowałem to wielokrotnie.

Jeśli chcesz nauczyć się języka, musisz mieć naturę samouka, bez tego nie nauczy Cię go żaden kurs, zaden program i żaden korepetytor.
Onamor, kiedyś rzeczywiście wystarczała książka i słownik, dzisiaj liczy się efektywność. Kiedyś robiliśmy sobie fiszki, karteczki, zapisywaliśmy sobie trudne słówka w książkach, notatnikach, a teraz klikamy na ikonę super memo i jedyne co musimy zrobić to dać się "porwać" programowi. Uczymy się więcej i szybciej. A co do ilości tego wszystkiego, to rzeczywiście, jest jest z czego wybierać, i to właśnie o wybór chodzi, gdy goni nas czas, chcemy liznąć języka jak nawięcej, a mamy przed sobą od groma szkół, kursów, książek, i programów warto chyba przysiąść i zastanowić się nad wyborem. Po to są choćby te dyskusje aby nie powielać błędnych decyzji, zainwestować w kiepski kurs czy program.
Wracając z kolei do kursów tradycyjnych - uczestniczyłem w kursie hiszpańskiego w empiku, niestety, stety, nie mogę powiedzieć, że więcej nauczyłem się na kursie, niż siędząc sobie po pół godziny dziennie przed komputerem.
z tym twierdzeniem o 3 "o" nie do końca się zgadzam, pierwsze o owszem, olej w głowie jak najbardziej, ołówek także się przydaje, ale z tym ołowiem, to chyba niezbyt zdrowy jest dla środowiska. Przechodzimy już na nieco czystsze metody nauki. Ja nie potrzebuje siedzieć kilka godzin dziennie przed książką, gdy mam wiele innych technik nauki, często o wiele bardziej przyjemnych i mniej męczących pośladki :)
>Onamor, kiedyś rzeczywiście wystarczała książka i słownik, dzisiaj
>liczy się efektywność. Kiedyś robiliśmy sobie fiszki, karteczki,
>zapisywaliśmy sobie trudne słówka w książkach, notatnikach, a teraz
>klikamy na ikonę super memo i jedyne co musimy zrobić to dać się
>"porwać" programowi. Uczymy się więcej i szybciej.

Brzmisz jak PR-owiec. Ja wciąż tak się uczę (książki, słowniki, notatniki, a także filmy, seriale, nagrania) i nie narzekam. A żeby nie było, że być może nie odkryłem jeszcze tej wspaniałej metody nauki z komputerem: próbowałem się uczyć z SuperMemo i po około miesiącu takiej nauki stwierdziłem, że wolę tradycyjną.

PS. Jak dobrze znasz jezyk angielski? Jaki poziom?
>Wracając z kolei do kursów tradycyjnych - uczestniczyłem w kursie
>hiszpańskiego w empiku, niestety, stety, nie mogę powiedzieć, że
>więcej nauczyłem się na kursie, niż siędząc sobie po pół godziny
>dziennie przed komputerem.

Hmmmm....no ale chyba nie oczekiwałeś, że SAMO C H O D Z E N I E na kurs wystarczy. Ogólnie zakłada się, że aby kurs odniósł rezultaty to trzeba spędzić w domu co najmniej drugie tyle czasu.
A więc jeśli chodzisz na kurs 2 razy w tygodniu to w domu przynajmniej co drugi dzień musisz posiedzieć po pół godziny.

Ja też w tym roku chodziłam na kurs hiszpańskiego. Dwa razy w tygodniu. Oprócz tego codziennie słówka z Profesorem. Plus czytanie tekstów, ewentualnie jakieś ćwiczenia z podręcznika. Nie więcej niż pół godziny dziennie.

Gdybym siedziała tylko w domu przed komputerem moje umiejętności rozmowy nie poprawiły by się tak bardzo jak się poprawiły (a postęp był duży, bo na zajęciach dużo rozmawialiśmy). A gdybym tylko chodziła na kurs bez pracy w domu to nie nauczyłabym się np. tylu słówek i zwrotów.

A tak - dzięki temu wszystkiemu jadę za chwilę na dwumiesięczną podróż po hiszpańskojęzycznej Ameryce i wiem, że sobie poradzę.
A jak wrócę znowu chcę zrobić tak jak w tym roku: kurs+praca własna.

Oczywiście każdy musi znaleźć metodę najlepszą dla siebie. Niektórzy są prawdziwymi samoukami i potrafią siedzieć i uczyć się zupełnie samodzielnie (ale niewielu takich spotkałam).
W większości przypadków istnieje niebezpieczeństwo, że zapomni się o konwersacjach i nadrabianie aby mówienie było na podobnym poziomie jak pisanie czy gramatyka bywa bardzo frustrujące. W drugą stronę jest podobnie dlatego ja lubię dobrze zorganizowane kursy/lekcje.
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Pomoc językowa

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia