ad Australian
Zapewniam cię, że kontakt z native speakerem wymaga czegoś zupełnie innego niż "bardzo wyszukane i skomplikowane słownictwo". O wiele bardziej wyszukane słownictwo napotkam czytając powieść, podręcznik akademicki albo artykuł, niż rozmawiając z native speakerem na codzienne tematy.
Umiejętność kontaktu z native speakerem to raczej dobre, wyćwiczone ucho, które pozwala na utrzymanie wątku rozmowy w zatłoczonym pubie, gdzie rozmawia ze sobą przy jednym stole 15 osób :))) To także umiejętność nieprzekręcania słów, budowanie poprawnych zdań, etc etc.
Widzę, że twój punkt widzenia jest taki, że nauczyciel ma uchodzić za niemal native speakera. Bardzo wysoko ustawiasz poprzeczkę. Oczywiście, fajnie by każdy miał takich nauczycieli. Ja bym miał trochę bardzo realistyczne oczekiwania względem nauczycieli: "Primum non nocere". Niech oni przede wszystkim nie szkodzą i nie uczą głupot.
Co do mitologizowania "przygotowania do nauczania". Jeśli ktoś zna język angielski i uczy tego, co sam umie dobrze, to raczej szkody nie narobi. Absolwent filologii, zazwyczaj przekarmiony teorią z zakresu metodyki nauczania, często nie zauważa, że uczyć trzeba prosto i skutecznie :)