Uwaga, uwaga! Widze małe światełko nadziei... Uczennica zaczyna powolutku improwizować po polsku a to dobry znak:) (może sie zakochała w końcu w jakimś polaku?;))
Otóż... Nie widziałam sie z moja uczennica prawie miesiąc, bo świeta i inne sprawy wypadły i dostałam dzisiaj smsa w sprawie lekcji, zaczynającego sie od:
"moje kuchnia... I have to go to work at 14.45" Zgadnijcie co miała na mysli?
daje wam kilka chwil na zastanowienie się...
Już wiecie?
to znaczyło "moja kochana...."! Ale sie ubawiłam!:) długo zastanawiałam sie czy cos dolega jej kuchni..., az w koncu... no tak, pewnie konczyła lekcję z grupą i zapytała jak będzie "my dear"... Oczywiście ja pochwaliłam! A jakże nie mogę teraz ostudzać jej zapału, kiedyś opowiem jej to jako anegdote, ale jeszcze nie. Na razie rozkminiam nad lekcjami i wiecie co? Faktycznym problemem jest to, ze ja sama wiem mało o swoim języku! wiecej wiem o gramatyce angielskiej niz o własnej! Już rozumiem native speakerów, którzy, odkad pametam jakoś uciekali od tematów gramatycznych na wszelakich kursach, albo sie mylili i gmatwali... Wyjaśniac reguły? no tak- ale najpierw trzeba je rozumiec! Musze poszukac w domu na strychu starych książek do gramatyki, takich jeszcze z podstawówki. Może znajde jakąś inspirację. Poki co szukam w internecie ze słabym powodzeniem, ale jak cos bede miała to sie podziele, obiecuję i dalej zapraszam do współpracy:)