hm, letter of complaint na 10 stron to małe piwko przy takich cudach, jakie dostajemy do firmy z ogłoszeń o pracę, np pewna mgr polonistyki napisała CV na 15 stron, zaczynało się mniej więcej tak: "zrodzona tego i tego dnia wczesnym bladym świtem w bólach prodowych z matki polki nabrzmiałego łona, kopiąc w życie pewnymi ruchami wydałam pierwszy krzyk" i dalej jest już tylko gorzej.
Jutro ma dosłać list motywacyjny, aż się nie mogę doczekać.
Wobec powyższego trudno się dziwić, że ludzie zwięźle pisać nie potrafią. Uczą takich rzeczy na polonistyce, że im dłuższa wypowiedź pisemna tym lepiej, no i takie przekonania potem nauczycielki polskiego próbuja wcisnąć uczniom. Pamiętam, że dużo ludzi potem miało problemy z napisaniem czegokolwiek, bo jakieś za krótkie to się wydawało, człowiekowi się przypomiało jak pani od polskiego skreślała pracę bez czytania i jedynka, bo za krótka, treść się nie liczyła, więc jej nie czytała, ocenę wystawiła i tak to działało.
Także nam wpajano w szkole, że zdanie ma być jak najdłuższe i jak najbardziej skomplikowane, a krotkie zdania są na poziomie przedszkolaka.
Tymczasem dopiero nauka angielskiego nauczyła mnie spowrotem pisać krótkie i zrozumiałe dla każdego zdania oraz krótkie wypowiedzi na temat.
Jakże milej i prościej czyta się podręczniki akademickie, np w moim wypadku związane z zarządzaniem czy ekonomią w języku angielskim,
niż w j polskim. Łatwiej mi było coś się pouczyć na studiach z np książki dotyczącej Marketingu czy Kierowania po angielsku niż po polsku. Angielska wersja była bardziej spójna i można ją było nawet dawać na zajęcia z j biznesu na korepetycje, żeby ktoś zrozumiał coś z marketingu czy z inflacji, np jak się przygotowywało kogoś do LCCI i nie miał przygotowania ekonomicznego.
Proste, krótkie zdania i każdy rozumie o co chodzi.
Moim zdaniem pisanie krótkiej, zwięzłej wypowiedzi na temat, a nie wokół niego jest wyrazem szacunku dla odbiorcy, dla jego czasu i oczu też ;-)
Fajnie, że tego uczą maturzystów.
To nasze przekonanie, że praca pisemna musi być jak najdłuższa, przejawia się np w długości prac akademickich, praca mgr na 200 stron, koledze kazano taką napisać, bo jak się to bierze do ręki to od razu widać, że to kawał roboty, jak twierdził profesor, doktoraty na 300 stron, bo to doktorat proszę pani, jak powiedzieli koleżance, to nie byle co.
a w USA jakoś prace doktorskie są średnio na 80 stron i wystarcza to im w byciu nr 1 w ilości noblistów i innowacji naukowych.
W Polsce podnoszą się nieśmiałe głosy, są plany, żeby nawet odejść od prac dyplomowych na zakończenie studiów, żeby były tylko egzaminy końcowe. To by wyeliminowało problem niesamodzielnego pisania prac przez studentów, plagiatów, szukania recenzetów, czytania tego wszystkiego, a przede wszystkim są także problemy ze składowaniem obronionych prac,
chyba przez 10 lat trzeba to trzymac i problemem jest gdzie.