Witam,
Jakiś czas już mnie tu nie było, gdyż zajmowałam się też innymi sprawami. Od kilku lekcji mam nowego, dorosłego ucznia na poziomie zupełnie początkującym.
Już od rozmowy telefonicznej widziałam, że jest to klient, z którym będzie niełatwo.
W trakcie tej rozmowy było pytanie, czy będzie dostawać materiały oraz pojawiła się próba negocjacji ceny. Cena za lekcje ze mną jest na przeciętnym poziomie.
Umówiłam się na lekcje z dojazdem. Osoba ta powiedziała, że chciałaby się nauczyć mówić, aby umieć porozumieć się na wyjazdach (wakacjach), ale nie chciałaby się uczyć tej całej gramatyki, tylko to co konieczne. Pierwsze lekcje odbyły się w tematach podawania danych osobowych, formy powitań itp. Dałam obiecane kserówki (umówiłam się, że na początku, dopóki nie dobierzemy odpowiedniego podręcznika ja będę dawać kserówki). Dodatkowo pokazałam tej osobie aplikację do nauki, gdzie ja również tworzę swoje zestawy. Wstawiałam pierwszy zestaw i pokazałam jak z tego korzystać. Z materiałów dodatkowych dałam jeszcze odpowiedni filmik. Natomiast tak: już na samym początku klient zwrócił uwagę, że chciałby dostawać więcej pracy domowej. (Zostawiałam kilka ćwiczeń pisemnych wcześniej). Zadania zostały porobione nawet te których ja na tę chwilę nie zalecałam i zostały wykonane błędnie, gdyż nie mieliśmy jeszcze tego przerobionego. Dodatkowo, mimo iż starałam się już jakieś elementy rozmowy wpleść w lekcję pojawiły się komentarze od klienta, że chciałby już mówić. Natomiast mimo iż nie zamierzałam niepotrzebnie stresować tej osoby, na jakieś pytanie widziałam, że zaczyna się stresować i mówić tylko: ale co ja mam powiedzieć. Oczywiście- pytania były tez takie spoza, ale oczywiście bym pomogła w odpowiedzi ;) Wytłumaczyłam tej osobie, że małe dzieci jak uczą się języka ojczystego to też uczą się zwrotów..... natomiast ogólnie ćwiczyłyśmy pytania, odp. z materiałów przygotowanych w danym temacie
Natomiast tak: gdy poczułam, że ta osoba wywiera na mnie nacisk, że chciałaby się jak najszybciej nauczyć, ale jednocześnie nie chce się uczyc tego czy tamtego (mówię o podstawach, bo ta osoba wogóle nigdy wcześniej nie uczyła się angielskiego)przemyslałam wszystko i na kolejnej lekcji spokojnie wyjaśniłam, że są możliwe 2 warianty:
1. Umawiamy się na ileś tam lekcji- uczymy się zwrotów jakie możemy wykorzystać w sytuacjach wakacyjnych- na pamięć i tyle. I nie będę wtedy tłumaczyć gramatyki.
2. Będziemy uczyć się z książką, co jakiś czas realizując temat taki jaki klienta interesuje (czyli szybciej zrobię niektóre tematy, aby klient już mógł sie tym posłużyć i szybciej miał wrażenie, że coś już umie, zresztą słuszne ;p)
Jednocześnie, zgodnie z prawdą powiedziałam, że ja widzę, że ta osoba ma potencjał i że np. w 2 lata możemy nauczyć się porządnie podstaw (gramatyka, słownictwo) i to da lepsze rezultaty w długoterminowym rozliczeniu. Jednocześnie powiedziałam, że takie podejście będzie też korzystne dla dalszej, juz nawet samodzielnej nauki, gdyż najtrudniejsze są początki.
Klient zdecydował się na 2 opcję, gdyż nie odpowiadała mu wersja nauczenia się jedynie zwrotów na pamięć.
Jak po każdej lekcji zostawiłam materiały z zadaniem domowym.
Na początku którejś lekcji, na moje pytanie - co ostatnio robiliśmy (głosno myślałam) usłyszałam- że mało zrobiliśmy. Ja tak nie uważam. Mieliśmy godzinę zegarową. Dodatkowo przedłużyłam ten czas, gdyż już nie wliczyłam do niego czasu jaki poświęciłam na wyjaśnienie kwestii jak ma przebiegać nauka. Ogólnie też zastanawiałam się nad tymi lekcjami, pomyślałam, że ja też chcę się dopasować do potrzeb klienta (oczywiście w pewnych możliwych granicach), i miałam nastawienie, że gdybym zamknęła się tylko przy swoich wersjach nauczanie stałoby się nudne. Tak- mam wyzwanie. Mimo iż to nie był typ klienta, którego obdarzyłam sympatią od samego początku (nie została mi nawet zaproponowana jakaś herbata czy kawa jak dojechałam- mimo iż lekcja trwała 1.5 h zegarowej), to miałam nadzieje, że jednak się dogadamy i polubimy- bo uważam to za konieczne, jeśli mamy razem współpracować. Dodatkowo- niby ta osoba nie chce się uczyć gramatyki, a jak przychodzę ma np. już naszykowane na kartce pytanie- własnie gramatyczne. Oczywiście wytłumaczę. Ale to nie koniec: pojawiły sie pytania w stylu (bo wcześniej ta osoba miała kilka lekcji z inną nauczycielką)- że ja to dany wyraz wymawiam przez założmy ...X a tamta osoba przez Y. Akurat nie robiłam błędu w wymowie, ale jeszcze w domu sprawdzałam i..ok.
Na ostatniej lekcji na początku przekazuje mi ta osoba pracę domową i mówi- ale to sobie w domu sprawdzisz, bo teraz szkoda czasu
o0
Wiecie co- tak pomyślałam, że (bo ostatnio sama zaproponowałam, że coś w domu sprawdzę), ale ogólnie nie podoba mi się podejście tej osoby.
Dodatkowo gdy coś mówię, zdarza się, że mi przerywa i mówi, że już to wie.
Ja chcę coś objaśnić, bo tej osobie tylko wydaje się, ze wie. Na początku powiedziała mi, że umie to i tamto, ale już od razu wiedziałam, że zostało to zbyt szybko zrobione, za dużo naraz, że jest na pewno nieutrwalone. Szybko potwierdziły się moje słowa, bo rzeczy które niby były z poprzednia nauczycielką....hmm..osoba ta nie umiała do końca z tego korzystać. Inne rzeczy zostały zrobione, ale raczej tak po łebkach. I tak. Wracam z kolejnej lekcji i...czuję się tym przytłoczona. Kiedyś miałam już takich klientów, tzn, tak zachowywali się rodzice pewnego dziecka. Wiecie- ja odnoszę wrażenie, że ta osoba chce jak najwięcej i jak najszybciej. Dodatkowo...nie wiem czy mi ufa. Sytuacja z negocjacją ceny, kserówek (i ich większej ilości), zwracanie uwagi na pojedynczą głoskę, czy zwykłe...nie zaproponowanie nawet czegoś do napicia....hmm...to wszystko sprawia, że mam gorszy humor po takich lekcjach. Co mozna zrobić? Wiecie- np. ogólnie z uczniami sprawdzam pracę domową na zajęciach. Wystarczy, że już przygotowuję się do zajęć. Ciężko mi to tak wprost zakomunikować tej osobie, że własnie z uczniami sprawdzam pracę na początku zajęć. (Coś tu ze mną jest nie tak :P) chyba jestem zbyt mało asertywna.