"aktywacja" słówek ukrytych w pamięci

Temat przeniesiony do archwium.
Mam problem z nauką angielskiego. W sumie mam do czynienia z tym językiem chyba z 15 lat, ale w szkole nie bardzo lubiłem się uczyć więc tak na prawdę wiem tyle co nauczyłem się na prywatnych kursach i samemu przez kilka ostatnich lat.
Ostatnio postanowiłem uczyć się intensywnie w domu, stwierdziłem, że mam bardzo ubogie słownictwo, więc zacząłem uczyć się słówek. Dziennie aplikuję min 20 słówek, czasami 40 (z dwóch różnych baz), jak jest czas to czytam i słucham książkę po ang, oraz Business English, do tego w tygodniu staram się rozmawiać 2-3 godziny po angielsku (nie z nativami, bo nie mam możliwości).
Ale do sedna... Słówka wchodzą, Anki się spisuje. Większość słówek/zwrotów potrafię przetłumaczyć z pl na en w ułamku sekundy jak tylko pojawią się na ekranie. Niestety, jak już dochodzi do rozmowy, to w ciągu godziny tak jak bym nie potrafił sobie przypomnieć ani jednego słówka. Co dziwne, czasami nawet słuchając książki rozpoznaję słowo, jestem świadomy, że je doskonale znam ale nie potrafię przetłumaczyć na pl. Ogólnie jestem wzrokowcem.

Macie jakieś swoje sposoby na "aktywację ukrytych w pamięci słów" ? Myślałem o rozmowie z wydrukiem słówek na biurku, aby jak najwięcej z nich wpleść w rozmowę (patrząc po prostu na kartkę), może wtedy się uda ?

Ps. najciężej jest w takich momentach gdy mam bardzo dobrze utrwalony jakiś zwrot np. it changed something ale chciałbym użyć innego np. it altered something.
Nie jestem metodykiem (specjalistÄ… od nauczania) ale:

Powszechnie mówi się o podziale znajomości języka na bierną i czynną. Przykładowo: bierna znajomość zakłada, że usłyszane lub przeczytanie słowo zrozumiem. Czynna, że będę go intuicyjnie używać ("samo mi przyjdzie do głowy") podczas pisania i mówienia.

Co do zasady bierna znajomość jest dużo prostsza - dlatego dużo łatwiej np. nauczyć się czytać niemieckie gazety, niż pisać artykuły do niemieckich gazet. :-)

Znajomość czynna wymaga ćwiczeń - świadomego korzystania z tego słowa w rozmowie i piśmie. Jest też trudniejsza w tym sensie, że mamy bardziej ograniczone przyswajanie czynne - jeśli dobrze pamiętam statystykę, którą nam wpajano na zajęciach z metodyki, nie powinniśmy od ucznia oczekiwać że z 45 minutowej lekcji wyniesie więcej niż 7 nowych, używanych czynnie, słów. Co ważne, słowa te powinny być "wprowadzone do obrotu" albo na początku lekcji, albo na jej samym końcu, kiedy uczeń ma najlepszą koncentrację uwagi.

Takie "wprowadzone" słowo musi być w miarę regularnie używane, bo inaczej ma dużą szansę z obrotu wypaść. Tylko ok 10% Twojej wiedzy pozostaje z Tobą na całe życie (krystalizacja wiedzy), reszta gubi się po drodze w ciągu życia.

Ponadto, w przypadku przyswajania czynnego dobrze jest, kiedy słowu/zwrotowi towarzyszy jakiś większy kontekst. Przykładowo, powinno Ci być dużo łatwiej zapamiętać czynnie określone słowo, jeśli kojarzy Ci się ze stylem pisarskim, ulubioną audycją radiową, grą komputerową itd. Dotyczy t zwłaszcza takich wyborów, które można nazwać wyborami stylu, czyli właśnie np. changed/altered (wielu kontekstach oba będą technicznie poprawne).

Zauważ, że podobne metody stosujemy, kiedy tworzymy własny styl wypowiedzi po polsku - "pożyczamy" słowa od kolegów, z telewizji, z radia, z książek i robimy sobie z tego jedyną i niepowtarzalną własną kolekcję. :-)

Gdybym próbowała na tej podstawie sformułować jakieś sugestie dla Ciebie (korzystasz na własne ryzyko), to brzmiałyby one tak:

- do nauki czynnej nie wybieraj więcej niż 5 słów dziennie. 20 czy 40 będzie nie do zrobienia, chyba że masz wyjątkowy talent. Przy czym prawdopodobnie wyjdzie Ci tego mniej - liczy się nie ilość, a jakość (trwałość przyswojenia).
- słowa, których się uczysz wybieraj z szerszego kontekstu (np. artykułu w gazecie, filmu) i w takim kontekście zanurzaj (np. celowo zacznij używać tego konkretnego słowa w rozmowach i zapiskach w danym tygodniu) --> oznacza to, że musisz dać sobie regularnie w nauce czas na tworzenie w języku (pisanie dziennika, prowadzenie bloga, rozmowy ze znajomymi itp.)
- nie śpiesz się. Pamiętaj, że swój styl w języku polskim rozwijasz codziennie, odkąd zacząłeś mówić, a i tak pewnie są jeszcze rzeczy, które byś chciał poprawić.

Oddzielnym tematem jest tłumaczenie słówek na polski. Wymaga ono innych umiejętności. Oznacza to, że to czy potrafisz podać polskie słowo "do pary" nie musi mieć wiele wspólnego z tym, czy potrafisz tego słowa użyć po angielsku. Co więcej, im bardziej jesteś zaawansowany w nauce, tym większa szansa, że Twoje tłumaczenie pomija jakiś istotny element znaczenia oryginału jeśli świadomie nie rozwijasz umiejętności tłumaczenia.

Z tego powodu zwykle odradzam ludziom, którzy mnie pytają, uczenie się słówek w parach angielsko-polskich. Na początku jest to konieczne (bo musisz po prostu wkuć, że green to zielony), ale potem sugerowałabym stopniowe odchodzenie od polskiego i powrót dopiero na poziomie bardzo zaawansowanym, jeśli chcesz uczyć się tłumaczyć. Ideałem dla mnie jest sytuacja kiedy uczeń bardzo zaawansowany prawie nigdy nie odnotowuje polskiej wersji słowa, bo stara się o tym, słowie myśleć tylko po angielsku. :-)

Czyli wychodzi na to, że muszę się uczyć "dwóch" angielskich, a to oznacza, że muszę trochę swoją naukę przorganizować bo już mi się "miejsce" w kalendarzu skończyło (przypominam sobie jeszcze niemiecki od podstaw i zacząłem chiński).

Odejmę trochę czasu z nauki nowych słówek na rzecz pisania zdań. Postaram się codziennie z powtarzanych słów których już się bardzo dobrze nauczyłem tłumaczyć wybrać kilka (takich które uznam za najbardziej przydatne) i napisać parę zdań z ich wykorzystaniem (pamiętnik będę pisał :) - w moim wieku, jak to brzmi... :) ). Jako że interesuję się rynkiem walut codziennie robię notatki dotyczące mojej gry więc je także będę robił po angielsku (tu opisy są zwykle dość proste więc postaram się żeby były bardziej "kwieciste"). Przed rozmowami przygotuję sobie też listę 5-10 słów, które postaram się wplatać jak najczęściej.

A jeszcze co do nauki słówek ... czyli proponujesz na fiszkach zamiast polskiego słowa jego definicję z angielskiego słownika ? Z pojedynczymi wyrazami nie będzie problemu, gorzej z sentencjami.

Akurat w tej chwili uczę się z 2 baz, obie robione przeze mnie, jedna to są słówka z Business English - przepisuję już przetłumaczone słówka lub zwroty, druga to słówka - albo raczej sentencje po 3-10 wyrazów, z książki którą czytam i słucham (How to stop worrying and start living - dale carnegie). Czy nauka "na blachę" całych zdań zamiast pojedynczych słów wpłynie w jakiś sposób na ich znajomość czynną czy to zupełnie bez różnicy ?

ps. dziękuje za szybką, konkretna odpowiedz i za to ze poświęciłaś swój czas na jej napisanie.
Cytat: pin54
Czyli wychodzi na to, że muszę się uczyć "dwóch" angielskich

Tak naprawdę, jakbyś to sobie podzielił dalej, to mógłbyś odkryć, że tych angielskich jest -naście, a jednocześnie jest tylko jeden. :-) Z jednej strony przesadne planowanie metody nauki może doprowadzić do jakichś obsesji ("W tym tygodniu niczego nie czytałem! Tragedia!") ale z drugiej, źle jest się uwięzić w metodzie, która poprawia tylko niektóre umiejętności. Tak jak źle jest, jeśli nie jesteś sportowcem wyczynowym, ćwiczyć tylko pewne partie mięśni, bo tracisz proporcje.

Ja uczę się języków bardzo "swobodnie" (obecnie niemiecki), ale to dlatego, że daję sobie dużo czasu i mam jak mieszać metody - trochę zajęć zorganizowanych, z lektorem, w innym czasie telewizja niemiecka, póki była w kablówce, gdzieś obok niemieckojęzyczna gra komputerowa, a w przerwach fragmenty książki - wszystko rozciągnięte na miesiące/lata :-)

Tobie aż taki freestyle może nie odpowiadać (i to jest zrozumiałe - możesz mieć np. konkretny cel nauki). Tym niemniej, co jakiś czas moim zdaniem dobrze jest coś zmienić w swoim stylu nauki i zobaczyć co się wtedy dzieje.

Cytat: pin54
A jeszcze co do nauki słówek ... czyli proponujesz na fiszkach zamiast polskiego słowa jego definicję z angielskiego słownika ? Z pojedynczymi wyrazami nie będzie problemu, gorzej z sentencjami.

Przede wszystkim, ponieważ uczysz się dwóch różnych rzeczy, proponowałabym myśleć o nich oddzielnie. Nie łączyć tego w głowie w jedno "słownictwo".

Paradoksalnie słownictwo fachowe (np. finansowe) może być warto robić razem z polskim (przynajmniej dopóki nie próbujesz zrozumieć np. różnic w systemach prawnych, podatkowych itd kiedy to co różni jest ważniejsze niż to, co jest podobne). Chociaż, jeśli dajesz sobie radę z definicjami tylko po angielsku, to też mi się to podoba. :-)

Natomiast co do sentencji - wszystkie podręczniki jakie znam, mówią żeby uczyć się raczej zdań/fraz niż słów bo to ułatwia naukę w ogóle i przeniesienie słowa do zasobu czynnego (czyli że robisz słusznie). Z drugiej strony, ja nigdy tego nie trawiłam w klasycznej formie. Wolałam zawsze wyjąć słowo, a potem samodzielnie nim manipulować (sama sobie tworzyć "sentencje", w których wszystkie pozostałe słowa oprócz tego jednego były znane). Nawet niekoniecznie je zapisywać, ale jakoś sobie wyobrażać (do dzisiaj np. niemieckie słowo "lecker" albo angielskie "lavish" uruchamia mi w głowie konkretne "obrazki").

Jeśli u Ciebie sentencje zawierają więcej niż jedno słowo na raz, które jest "nowe" (chcesz mieć pod ręką jego wyjaśnienie) to może lepiej pozostać przy (luźnym) polskim tłumaczeniu, o ile będziesz pamiętał, że to tylko pomoc orientacyjna.

Jeśli sentencje zawierają tylko jedno słowo "nowe" (pozostałe znasz dobrze) to ew. wyróżniłabym je w zdaniu i np. na odwrocie fiszki (zakładając że jest papierowa), wypisała definicję. Nie używam specjalistycznych programów komputerowych do nauki, ale np. w zwykłym Wordzie takie same możliwości daje narzędzie "Komentarz".

Myślę, że warto poeksperymentować z metodami (jeśli masz czas). Sprawdzić do czego skłaniasz się instynktownie (ja np. nie muszę sobie przypominać, że mam sobie przykład ze słowem wyobrazić - robi mi się samo), co ułatwia przyswajanie konkretnie tobie, nawet jeśli nie jest instynktowne, a co jest zupełnie bez sensu, nawet jeśli poleca to większość książek i nauczycieli. Ostatecznie uczenie się języków zależy też od tego jak w ogóle się uczymy i myślimy, a każdy robi to nieco inaczej.
Postscriptum:

To już pewnie oczywiste, ale na wszelki wypadek: proporcjonalnie zbudowani językowo ludzie mają (w każdym języku - także ojczystym) znacznie większy zasób słownictwa biernego niż czynnego. Co więcej, zasób czynny jest zmienny w czasie (z różnych powodów - zmiana stylu, grupy wiekowej. zasobu wiedzy fachowej, towarzystwa). W związku z tym nie należy na tym tle popadać w nieuzasadnione kompleksy przy językach obcych. :-)

http://archiwum.polityka.pl/art/polonista-nie-baca,357707.html
Ale do sedna... Słówka wchodzą, Anki się spisuje. Większość słówek/zwrotów potrafię przetłumaczyć z pl na en w ułamku sekundy jak tylko pojawią się na ekranie. Niestety, jak już dochodzi do rozmowy, to w ciągu godziny tak jak bym nie potrafił sobie przypomnieć ani jednego słówka. Co dziwne, czasami nawet słuchając książki rozpoznaję słowo, jestem świadomy, że je doskonale znam ale nie potrafię przetłumaczyć na pl. Ogólnie jestem wzrokowcem.

A czy musisz te słówka tłumaczyć na polski? Ja generalnie używałem dość wcześnie słownika angielsko-angielskiego i specjalnie nie zastanawiałem się nad znaczeniem danych słów w języku polskim. Gdy np. czytam artykuły z gazet, znam w nim 100% słów i rozumiem cały artykuł--ale gdybym miał to przetłumaczyć na język polski, to bez używania słownika angielsko-polskiego, byłoby to bardzo dla mnie trudne zadanie i tłumaczenie wyszłoby śmiesznie. Oczywiście, gdybym miał robić wiele tłumaczeń ustnych czy pisemnych, to inaczej uczyłbym się tego języka.
I jeszcze jedna historia: dawno temu kupiłem książke n/t nowych słów angielskich--były podane ich korzenie, definicje oraz kilka zdać z nimi--i zacząłem się ich uczyć, a następnie używać w rozmowach z 'native' speakers. Jakież było moje rozczarowanie, gdy większość z nich nie rozumiała mnie--a raczej tych właśnie słówek! Rzeczywiście, były on dość 'sophisticated' i przeciętny native speaker nigdy się z nimi nie spotkał, niemniej jednak wiele z tych słów spotykam w bardziej 'inteligentnych' gazetach, magazynach i książkach.
Temat przeniesiony do archwium.