Generalnie jak ktoś czegoś nie lubi, to raczej są marne szanse, że będzie to robił efektywnie. Więc może warto zacząć od polubienia. Ja na początku patrzyłem na naukę angielskiego jak na narzędzie, które było mi niezbędne do przetwarzania informacji z mojej dziedziny. Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że będę się go potem uczył sam z własnej nieprzymuszonej woli poświęcając na to swój wolny czas, to bym się zaśmiał głośno. Na początku nauka będzie frustrująca, bo mało się rozumie i ma się wrażenia, że patrzy się na hieroglify. Jednak po przebiciu się przez pewien próg bólu może Ci się spodobać. Spróbuj się pouczyć przez rok po te 2h dziennie chociaż i zobaczysz. A czy sobie dasz w życiu radę bez niego to zależy od twojej pomysłowości i zaradności, może cwaniactwa nawet. Myślę jednak, że będzie Ci znacznie ciężej. I nie mam tu na myśli jedynie celów zawodowych, bo może wygrasz w totka lub masz 5 mieszkań, które wynajmujesz, ale ograniczony dostęp do informacji np. dotyczących twoich zainteresowań i hobby.