Cześć wszystkim, jestem lektorką języka angielskiego. Niestety, patrząc na ostatni rok swojej pracy stwierdzam, że jestem złą lektorką. Mianowicie, dostałam młodszą grupę, nowy podręcznik. Kompletna porażka w mojej opinii. Zero w nim ćwiczeń z gramatyki. Niestety ja nie za bardzo wiedziałam jak z nim pracować, dlatego poradziłam się koleżanki jak uczyć dzieci gramy. Dostałam odpowiedź: Drylem. Nie jestem po metodyce a po tłumaczeniowej a moc drylu jest przecież ogromna, więc stwierdziłam "okej, tak zrobię" i miałam pełno ciekawych pomysłów, które chętnie wcielałam do zajęć. Jakiś czas temu oświeciło mnie, że właściwie cały rok leciałam na drylu, nie szlifując gramatyki w żaden sposób (naturalnie tłumaczyłam co oznaczają dane konstrukcje, jak budować zdania i pytania, ale nie dawałam dzieciakom żadnych kserówek z mozolnie wypisanymi regułami, a w zeszycie pisaliśmy tylko i wyłącznie po angielsku). Po wyjaśnieniu danej konstrukcji często zadawałam do domu krótkie formy pisemne na podstawie modelowych tekstów. Ostatnio sprawdzam regularnie ile wiedzą moje dzieciaki i okazuje się, że nie jest tak źle z większością struktur, ale trzeba by pewne rzeczy utrwalić, co staram się robić. W tym roku robiliśmy: have got, there is, present simple, continuous i can/can't. Czuję się okropnie winna, bo w przyszłym roku czeka dzieciaki PAST SIMPLE i większość na moje oko może sobie nie poradzić. Mam wyrzuty sumienia, bo wybaczyłabym sobie błąd który popełniłam raz, ale ciężko jest wybaczyć błąd powielany przez cały rok. Teraz mam wrażenie, że nauczyłam dzieciaki nie angielskiego, ale podręcznika od angielskiego. Co jednak mnie dziwi, to to, że moja praca ani metody nie zostały ani razu skontrolowane przez caluśki rok. Może, gdyby ktoś przyszedł na zajęcia - metodyk czy p. dyrektor, to byłoby inaczej. Nie chcę zwalać winy na innych, bo nauka moich grup to moja odpowiedzialność, tylko że ja przez cały czas uważałam, ze robię dobrze. No ale okej, przechodząc do meritum, zastanawia mnie to, czy generalnie w szkołach językowych nie sprawdza się metod, nie kontroluje w żaden sposób pracy lektora? Czy to nie jest tak, że nowi czy mniej doświadczeni lektorzy powinni być jako tako kontrolowani albo przynajmniej powinno się sprawdzać metodykę ich pracy? Przepraszam wszystkich metodyków, którzy czytając mój post dostali migreny lub innego cholerstwa oraz radzę uważać tym, którzy przejmują grupy po innych lektorach. Pozdrawiam.