Mam 26 lat i nie znam angielskiego. Nie mam pojęcia z jakiego powodu, bo uczyłam się go przez 12 lat szkoły i jeszcze trochę na studiach. Było u mnie z tą nauką tak, że uczyłam się angielskiego od 1 klasy podstawówki i, do czwartej klasy niby było dobrze - nie odstawałam za bardzo od grupy. Uczyły nas studentki, co pół roku inna dziewczyna, ale nie stresowałam się wtedy z powodu angielskiego. Problem pojawił się, kiedy przeszłam do 4 klasy - dostaliśmy wtedy nauczycielkę, która po prostu nie umiała uczyć, ale też co kilka tygodni nie było jej przez kolejne kilka - pamiętam wyraźnie, jak zatrzymaliśmy się na jednej stronie książki na dwa miesiące bo ona trzy razy z rzędu poszła na zwolnienie po jednym dniu w pracy. Pod koniec 6 klasy okazało się, że z angielskiego nie umiem nic - nie potrafiłam samodzielnie zrobić ani jednego zadania i jakoś rodzice poprosili ją o to, żeby wzięła mnie na zajęcia dodatkowe - niczego w sumie się na nich nie nauczyłam, ale egzamin do gimnazjum zdałam tak dobrze, że przydzielono mnie do zaawansowanej grupy i tam na pierwszych zajęciach kazano nam napisać po angielsku list. A ja nawet nie miałam pojęcia, jak się buduje zdania. Dostałam 3 jedynki na jednej lekcji i uciekłam z płaczem do domu. Przeniesiono mnie do niższej grupy, ale tam głównie wkuwaliśmy gramatykę i z gimnazjum wyszłam ze znajomością wszystkich czasowników nieregularnych, ale nie mając pojęcia co każdy z nich znaczy. Dopiero w liceum trafiłam na fenomenalną nauczycielkę, która zajęła się mną bardzo indywidualnie i w zasadzie tylko jej zawdzięczam to, że jakoś zdałam maturę - ale i tak z bardzo słabym wynikiem, zdaje się coś około 68%. Po skończeniu liceum już starałam się indywidualnie uczyć, zapisałam na portal do wymiany językowej, ale to jest nadal horror - potrafię pisać po angielsku na podstawowym poziomie - tzn. staram się pisać wszystko, co mam na myśli, ale kiedy tylko trochę popłynę z bardziej skomplikowanymi terminami, piszą, że mnie nie rozumieją. Nie rozumiem funkcjonowania czasów, trybów i wszystkich innych rzeczy i wydaje mi się, że piszę na zasadzie ''ja iść wczoraj zjeść kanapka w kuchnia'' czy coś takiego. Niedawno zostałam uświadomiona, że w ogóle nie używam liczby mnogiej i nawet, jeśli powinnam powiedzieć o kilku rzeczach oni rozumieją, że mówię o jednej. A ja nie miałam pojęcia, że mówię o jednej. Myślałam, że "this" jest uniwersalne. Ale najgorsze jest to, że ja nie rozumiem nic ze słuchu - dla mnie angielskie wypowiedzi to bełkot. Starałam się codziennie słuchać vlogów na youtube, ale po 3 latach słuchania najpierw codziennie a potem co drugi dzień, nadal nie rozumiem nic - z napisami tak, jeśli osoba mówi powoli i są to słowa, które znam, ale bez napisów - nic. Nie potrafię też w ogóle mówić. Poza podstawowymi słowami czytam w zasadzie wszystkie inne tak, jak się je pisze i wiem, że nie dałabym rady powiedzieć nawet wszystkiego tego, co umiem napisać. Kiedyś umówiłam się na rozmowę wideo z Anglikiem i po 10 minutach w panice udałam, że mi padł dźwięk w komputerze, bo nie zrozumiałam ani słowa z tego, co do mnie mówił. Próbowałam darmowych kursów online, ale nie zdały egzaminu, na szkołę językową nie mogę sobie teraz pozwolić, bo przez chorobę przerwałam studia i nie mam pracy. Proszę, doradźcie mi, jak się uczyć i co zrobić, żeby zmienić tę sytuację - bo nawet, gdybym teraz znalazła pracę w rubryce ''języki'' w CV musiałabym sobie wpisać ''brak'', bo, gdyby na rozmowie kwalifikacyjnej zagadali do mnie po angielsku - nic bym nie zrozumiała. Jak się uczyć i co robić, kiedy został popełniony błąd w mojej edukacji, który doprowadził do czegoś takiego? A może ja po prostu nie mam zdolności językowych? Już sama nie wiem...