>....I tutaj widze, dlaczego mamy inne punkty widzenia, bo po prostu
>podchodzimy do sprawy z dwuch stron. Ja podchodze, z tego, co bedzie
>uznawane na egzaminach, (ustnych i pisemnych).
>To, ze ludzie moga (i powinni) sobie mowic i odzywac sie do innych w
>jakikolwiek sposob ich serduszko im pozwoli to jest przyjete przez
>wszystkich. Mozemy sobie 'cuz I luv u' mowic ile razy mamy ochote. Ale
>caly czas powinnismy pamietac, ze to nie jest ten jezyk, ktory bedzie
>wymagany na formalnych egzaminach.
>Wg mnie, najpierw uczymy sie tego formalnego jezyka, (zebysmy
>rozpoznali standard i non-standard English) a pozniej pozwalamy sobie
>na owe skroty.
Ja patrze na cala kwestie roznic miedzy odmianami jezyka z wlasnej perspektywy. Angielski znam na tyle dobrze, ze odrozniam standard i non-standard English. W zwiazku z tym, skupiam sie na "ciekawostkach" i wariacjach w obrebie danego rejestru, biorac pod uwage roznice pomiedzy rejestrami.
Zgadzam sie z Toba, ze przecietny uzytkownik jezyka (np. angielskiego) (uczen, nie-native speaker) powinien na poczatek skoncentrowac sie na standardowej, formalnej odmianie tego jezyka, a dopiero potem, po osiagnieciu pewnej kompetencji jezykowej, zaglebiac sie w jego rozne odmiany.
pozdrawiam,