Panie Bedka!
Zawsze są dwie strony medalu. Pisze pan:
"Nie było przypadku odmowy zwrotu jeśli powrót nastąpił z naszej
winy, ale np. jeśli po przybyciu do legalnej pracy na zaproszenie
legalnej firmy za legalne pieniądze ktoś mówi TO NIE DLA MNIE -
załamuje się psychicznie i wraca do Polski to oczywiście szuka
winnych poza sobą – pierwsi jesteśmy my…".
Tak sie składa że ja też wymówiłem pracę, ale wcale nie z powodu, że
to było "nie dla mnie". Dostałem pracę i owszem, firma wywiązała
się, tyle, że praca od miejsca zamieszkania była oddalona o 49 km.
Mieszakłem w Newton Aycliffe, a pracowałem w Sanderland. To niech mi
pan powie ile można tak wytrzymać dojeżdżając na własny koszt,
zarabiając najniższą krajową czyli 5,35 funta? Nie wspomnę o tym że
warunki mieszkaniowe to był po prostu syf. W pokojach było tylko to
co polacy znieśli z ulicy! Ograniczało sie to do dwóch materaców i
jednej półeczki na ścianie. W tym pokoju mieszkaliśmy w 5 osób. Nie
wspomne o tym, że przez pierwsze 3 noce spałem w samochodzie. Fakt,
panie Bedka! Odszedłem, bo sam chciałem. Ale ani pensa mi pan nie
zwrócił chocby za zapłacone z góry "mieszkanie". Łatwo jest panu
mówić, że się pan wywiązuje. Albo przykład Binerta. Teraz zwala pan
na niego winę. Współpracowaliście, panie Bedka! Kogo z przybyłych,
płacących Wam kupę pieniędzy interesuje, że pan to nie Binert i na
odwrót? Jak ktos został jak pan pisze "zawiedziony" to mu wszystko
jedno czy ten kutas nazywa sie Bedka czy Binert, jeśli obaj prowadzą
ten sam biznes. Ale dobrze, że sie pan chociaż do tego przyznaje.
Kiedy dochodziłem zwrotu choć części swoich pieniędzy zwiał pan jak
szczur wysyłając z informacją do mnie jednego ze swoich kolesi,
który oczywiście sam za nic nie odpowiada, więc "trudno mu cokolwiek
powiedzieć". Nie jest pan bez winy panie Bedka. Niech pan ma
świdomość, że jest pan winien ludziom masę pieniędzy. I mam tylko
nadzieję, że kiedyś znjdzie sie kilku takich, którzy pomijając
prawo, które na pana nie działa, sprawią, że znajdzie sie pan w
szpitalu. Sam już sie z panem widziałem na promie Dover-Dunkierka,
którym pan zapewne często kursuje odstraszając swoją zdezelowaną
półciężarówką. Więc myślę, że nie zna pan dnia ani godziny. Życze
wielu upadków! Irek.