Cytat: 5zym3k
Naczytałem się na tym forum, że anglistyka to nie kurs językowy i nie bardzo wiem jak to rozumieć.
W tym powiedzeniu, które zresztą bardzo lubię, w mojej ocenie nie chodzi przede wszystkim o trudności, a o podejście. Podstawowym celem anglistyki nie jest nauczyć Cię języka - znajomość języka na poziomie "near native" to
środek do tego żebyś mógł poznać
kulturę i literaturę kraju,
naturę, budowę i "filozofię" języka, uczył się jak być profesjonalnym
nauczycielem i
tłumaczem.
Niektórzy idą na anglistykę bo "dyplom anglisty da mi lepszy dowód że znam angielski". Ale potem okazuje się, że zamiast się "uczyć języka" muszą czytać "Hamleta", powieści Dickensa i siedemnastowieczne amerykańskie kazania. Muszą nauczyć się rozrysowywać budowę zdań (składnię), dowiedzieć się jakie kompetencje ma brytyjski Lord Chancelor, i umieć wyjaśnić, jak po staroangielsku będzie "Gdy jeden ślepiec prowadzi drugiego ślepca, obaj wpadną w przepaść". :-)
Zwykle kończy się to tym, że ludzie którzy nie odkryją w sobie powołania w tym kierunku, zaczynają się zastanawiać nad zmianą studiów lub robieniem drugiego kierunku, bo dochodzą do wniosku, że tak naprawdę, po 5 latach dochodzenia do stopnia magistra, chcieliby się znać na czymś innym (programowaniu, historii, ekonomii itd.) a angielski po prostu umieć.
Tak dla przykładu: na pierwszym roku stacjonarnych studiów na UW miałbyś prawdopodobnie następujące przedmioty
teoretyczne (11 ćwiczeń + 6 wykładów): fonetyka, literatura amerykańska, literatura angielska 1 i 2, składnia, wstęp do językoznawstwa 1 i 2, wstęp do literaturoznawstwa 1 i 2, fonologia. historia Anglii.
Dla porównania PNJA (praktyczna nauka języka angielskiego) to tylko 4 przedmioty: fonetyka praktyczna, słownictwo w kontekście, ćwiczenia w pisaniu, gramatyka praktyczna.
W przypadku anglistyki ta nierówność wynika także z założenia, że kandydat zna już język w stopniu w miarę zaawansowanym.
Cytat: 5zym3k
Ja, na przykład uczę się słówek, czas. złożonych i idiomów korzystając z SuperMemoUX. Każdego dnia staram się wchłonąć chociaż 100 słówek + idiomy i phrasale jak mam chęć. Czy to dużo?
Szczerze mówiąc, dla mnie takie statystyki są zupełnie abstrakcyjne (i zastanawiam się czy za miesiąc będziesz potrafi czynnie użyć 20 z tych 100 słówek). :-) Poza kilkoma przedmiotami w trakcie PNJA nigdy nie uczyłam się języka na takiej zasadzie, że ileś tam słówek dziennie. Na wszystkich przedmiotach poza PNJA istotne jest nie to ile słówek, ćwiczeń, godzin słuchania i rozmów "przerobisz" tylko czy jesteś w stanie nadążyć za programem: zrozumieć wykład i zrobić z niego notatki, przeczytać i zrozumieć wymaganą lekturę, napisać "wypracowanie" czy inną "pracę domową" poprawnie (i gramatycznie), uczestniczyć w dyskusji na zajęciach. Jeśli nie jesteś, to to się będzie po prostu odbijało na Twoich pozajęzykowych wynikach z przedmiotu.
Gdybyś chciał przeprowadzić sobie eksperyment, czy dasz radę, to zachęcałabym do tego, żebyś spróbował znaleźć np. materiały których opanowania wymaga się od studenta np. w drugim tygodniu i zobaczył, czy to przeżyjesz, czyli:
- w tydzień przeczytasz i zrozumiesz lekturę, i będziesz w stanie coś rozsądnego powiedzieć na jej temat, gdyby Cię ktoś zapytał.
- po jednokrotnym wysłuchaniu wykładu będziesz miał takie notatki (w dowolnym języku), że po miesiącu będziesz wiedział o co chodziło i jakie były najważniejsze fakty.
Przykładowe teksty do czytania:
"Sinners in the Hands of an Angry God" (http://edwards.yale.edu/archive?path=aHR0cDovL2Vkd2FyZHMueWFsZS5lZHUvY2dpLWJpbi9uZXdwaGlsby9nZXRvYmplY3QucGw/Yy4yMTo0Ny53amVv) - kazanie, lektura na 2/3 zajęcia z literatury amerykańskiej.
Teorie powstania języka (np. z Wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/Origin_of_Language#Scenarios_for_language_evolution) - któreś pierwsze zajęcia z wstępu do językoznawstwa (uczymy tego szerzej, z podręcznika, ale nie ma sensu go kupować tylko dla eksperymentu).
edytowany przez Iota: 24 lut 2011