Idiotyzmem to była "w tych durnych czasach" matura. To, co dumnie nazywało się "maturą ustną" było w istocie recytacją wykutych na pamięć "sytuacji komunikacyjnych" i jakimiś elementarnymi przykładami z gramatyki. Śmiech na sali, który służył tylko temu, żeby wszyscy zdali język obcy. W porównaniu z tym człowiek z FCE to już niemal geniusz ;). Jak wyglądała matura rozszerzona, nie wiem - podejrzewam, że trudniejsza od FCE nie była.
... ciekawe, dlaczego na testach gimnazjalnych sprawdza się praktycznie wszystko, łącznie z muzyką, plastyką (tj. sztuką, jam niezorientowana w tych "reformatorskich" pomysłach), o chemii, fizyce, informatyce, historii, geografii czy WOS-ie nie wspominając, a nikt nie wpadł na pomysł, by zdawać także język obcy...?
I jeszcze jedno - pokaż mi podstawówki, w których uczy się angielskiego na poziomie FCE. Zwykłe, państwowe podstawówki i to niekoniecznie w Warszawie. Jasne, że nie jest to egzamin na rewelacyjnym poziomie, ale nie bądźmy przesadnie krytyczni. Poziom podstawówki jest "trochę" inny...