Terror w domu uciech

Temat przeniesiony do archwium.
Uwięzione w wynajętych domach kobiety - groźbą, szantażem i przemocą fizyczną - są zmuszane do prostytucji
Brytyjska policja zainicjowała zakrojoną na niespotykaną dotąd skalę akcję zwalczania handlu kobietami i werbowania ich do domów publicznych.

Brytyjska policja zwalczania handlu kobietami i zmuszania ich do prostytucji. "Pentameter 2" ma uwolnić i zapewnić ochronę niezliczonym ofiarom handlu żywym towarem oraz rozbić międzynarodowe siatki przestępcze, które specjalizują się w zwodzeniu, przemycie i terroryzowaniu ofiar prostytucji. Akcja jest kontynuacją zeszłorocznych działań służb prawa, które odbyły się pod kryptonimem "Pentameter 1". W ich wyniku uwolniono 88 kobiet i aresztowano 232 gangsterów. Tymczasem według Home Office w całej Wielkiej Brytanii w niewoli przetrzymywane jest 4 tysiące kobiet. Te dane pochodzą jednak z 2003 roku i organizacje, które zajmują się pomocą ofiarom "human trafficking" twierdzą, że nigdy nie oddawały one prawdziwej skali problemu. Jednym z najbardziej zagrożonych uprowadzeniami rejonów świata jest Europa Wschodnia, w tym Polska.



Gehenna ofiar

Uwięzione w wynajętych domach kobiety - groźbą, szantażem i przemocą fizyczną - zmuszane są do usług seksualnych. Dla przełamania oporu są wielokrotnie gwałcone przez samych przestępców i bez przerwy ogłupiane narkotykami oraz alkoholem. Wkrótce popadają w uzależnienie, które nie pozwala im wydostać się z zaklętego kręgu – usługa za kolejną dawkę przynoszącego ulgę specyfiku. Kiedy indziej sprawca udaje zaangażowanie emocjonalne i nakłania ofiarę do wspólnego wyjazdu za granicę – czy to do pracy, czy na wakacje. Na miejscu scenariusz terroru jest już podobny.

- Ofiary straszone są śmiercią i okaleczeniami. Oprawcy grożą też, że zabiją lub okaleczą bliskich tej osoby w kraju. Czasem jednak wystarcza nawet sam lęk kobiety, że ktoś się dowie o tym, do czego ją zmuszono – mówi Lucy Kralj, terapeutka z londyńskiej Helen Bamber Foundation, pomagającej ofiarom handlu kobietami. Ucieczki zdarzają się dopiero w momencie, gdy ofiara dojdzie do stanu złamania instynktu samozachowawczego, kiedy jest jej już wszystko jedno, co się z nią stanie, czy przeżyje, czy nie.

– Wybiegają wtedy na ulicę, proszą o pomoc pierwszego napotkanego przechodnia – opowiada Lucy. Ale czasem gangsterzy sami pozbywają się swoich niewolnic. Kiedy na przykład zajdą w ciążę lub objawy jakiejś infekcji czy choroby staną się zbyt dolegliwe i oczywiste, żeby "klient" kupił usługę. Wyrzucane są wtedy gdzieś na przedmieściach, na odludnej drodze, w środku nocy. Często nie wiedzą w ogóle gdzie są, nawet w jakim kraju. Nie znają języka. Są przerażone.

- Zdarzają się przypadki, że kobieta wydostaje się z tego piekła po kilku, nawet kilkunastu latach – wskazuje Lucy. Czasem są to osoby, które były porwane w wieku 11 lat i gdy wreszcie odzyskują wolność, mają już po dwadzieścia kilka. To są osoby z opóźnieniami w rozwoju, bo nigdy nie miały okazji być dorosłe, rozwinąć świadomości własnego "bycia osobą", posiadania jakiejkolwiek woli. Zniszczenia emocjonalne są gigantyczne. Takie kobiety gardzą sobą, nikomu nie ufają, odczuwają bezustanny lęk.

- Od kiedy pamiętają, były traktowane po prostu jak kawałek mięsa – opisuje terapeutka. - Dla tych osób nie ma też często powrotu do rodzinnego domu. Muszą się ukrywać, żeby nie być odnalezione przez przestępców i porwane ponownie lub ukarane za ucieczkę. Jadę w ciemno

- Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej odnotowaliśmy gwałtowny wzrost skali problemu – alarmuje Joanna Garnier z polskiej fundacji La Strada, zajmującej się pomocą ofiarom handlu ludźmi. Wydawać by się mogło, że to zamknięte granice, nielegalna imigracja, niemożność podjęcia pełnoprawnej pracy i wynikający z tego lęk ofiar przed policją sprzyja szczególnie przestępczym działaniom. Tymczasem okazuje się, że to właśnie otwarcie rynków pracy przyniosło prawdziwą falę zaginięć dziewczyn.

- Przed 2004 rokiem praktycznie nie mieliśmy ofiar sutenerów z terenu Wielkiej Brytanii. Dzisiaj są one bardzo liczne – raportuje przedstawicielka polskiej organizacji. Otwarcie brytyjskiego rynku pracy zaowocowało masowymi hurra-wyjazdami.

- Ludzie kompletnie przestali zwracać uwagę na to, kto, jaką i na jakich warunkach pracę im oferuje – zauważa.

Według raportu Centrum Badania Opinii Społecznej jedna trzecia Polaków twierdzi, że zdecydowałaby się na pracę za granicą nawet "na czarno". I tendencja ta wzrasta – do tej pory o 25 procent w stosunku do końca lat 90. Najbardziej beztroska pod tym względem jest młodzież, czyli osoby najbardziej przez seks-biznes pożądane. Aż połowa osób w wieku 18 – 24 lat chętnie wyjedzie na zarobek, choćby nielegalny. Zjawisko to jest najsilniejsze oczywiście pośród młodych ze środowisk ubogich. Raport zauważa, że duża część ofert pracy za granicą kierowana jest wyłącznie do kobiet. Proponuje się im pracę opiekunek do dzieci i osób starszych, kelnerek, sprzątaczek, modelek, hostess. Najpopularniejsze wymaganie to młody wiek. Wykształcenie, doświadczenie, czy znajomość języka zdają się być bez znaczenia. Liczba osób, które skłonne byłyby zaufać takim ofertom wzrosła z 5 procent przed rozszerzeniem Unii, do 7 obecnie.

Na miłość lub na modelkę

Kobiety są wabione do domów publicznych "na pracę" lub "na miłość". W pierwszym przypadku oferowane są im atrakcyjne oferty pracy za granicą. Na miejscu przestępcy odbierają im dokumenty i oświadczają, że muszą oddać pieniądze za podróż i "koszty administracyjne". Właścicielom burdeli ofiary sprzedawane są na aukcjach. Ceny wahają się od 500 do 3 tysięcy funtów, w zależności od jakości "towaru". W ostatnich latach proceder rozlał się z brytyjskich metropolii do niewielkich prowincjonalnych miasteczek. Rzesze imigrantów, najczęściej samotnych mężczyzn przyjeżdżających do prac przy zbiorach lub w fabrykach przetwórstwa, muszą przecież też mieć coś z życia. Nie są jednak w stanie płacić zbyt wysokich cen, stąd zapotrzebowanie na niewolnice jest ogromne. W gazetach mnożą się ogłoszenia o wschodnioeuropejskich masażach, o nowych w okolicy dziewczynach jak marzenie - prosto z kontynentu.

Wstyd, strach, krzywda

- Tylko do naszej organizacji zgłasza się około 250 kobiet rocznie, a to przecież wierzchołek góry lodowej – ostrzega Joanna Garnier. Według US Human Rights Report z 2005 r. 10 tysięcy kobiet rocznie jest wywożonych z Polski za granicę bez własnej woli i zmuszanych do prostytucji. Liczby są trudne do oszacowania, bo oficjalnie statystyki nie uwzględniają przypadków spraw sądowych, które z powodu "niewystarczających dowodów" nie zakończyły się skazaniem przestępców lub śledztw, które nie zaowocowały wniesieniem oskarżenia. Tymczasem wykorzystane kobiety często nie chcą z nikim rozmawiać o swoim wstydzie lub wciąż boją się o swoje życie i nie chcą współpracować z organami ścigania. Ciemna liczba obejmuje też osoby, które nigdy nie zgłosiły swojej krzywdy, te które poddały się życiu, do którego ich zmuszono, kobiety, które po policyjnych najazdach na domy publiczne po prostu natychmiast deportowano z kraju nie dając im nawet szansy wniesienia oskarżenia, wreszcie ofiary śmiertelne.

- Przede wszystkim kobieta musi sama mieć świadomość, że jest ofiarą przestępstwa. Tymczasem wykorzystywanie może odbywać się w związku. Panuje też przekonanie, że jeżeli ktoś wyjechał z zamiarem prostytuowania się, to ewentualny terror, uwięzienie, gwałty i zmuszanie do pracy za darmo są jej winą, że na nie zasługuje. A przecież to wcale nie jest prawdą – przestrzega obrończyni praw kobiet.

« 

Pomoc językowa - tłumaczenia

 »

Pomoc językowa - Sprawdzenie