Od jakiegoś już czasu poszukuję sposobu na myślenie w obcym języku, mówienie tak, jakby rzeczywiście był „mój”, jednak zawsze jego używanie sprowadzało się do porównywania go z językiem ojczystym. Proces myślenia wyglądał do tej pory mniej więcej tak: koncept-wyraz polski-wyraz angielski. Na dłuższą metę jest to nieefektywne, a mówiący czuje się nieswojo w obcym języku, gorączkowo „szukając” tego jednego wyrazu w głowie. W związku z tym przyszła mi do głowy myśl: a co gdyby utożsamiać znaczenie bezpośrednio z angielskim wyrazem, bez jakiejkolwiek obecności polskiego, ucząc się słownictwa ze słowników jednojęzycznych (albo nawet po polsku, ale z opisem, nie z konkretnym wyrazem), powstrzymując się od jakichkolwiek „poszukiwań” w myślach macierzystego odpowiednika, tak jak dziecko przyswaja swoją pierwszą mowę. Miałoby to na celu skojarzenie sensu ze słowem, a nie wyrazu z wyrazem. Co o tym myślicie?