Jak nauczyc sie myslec po angielsku

Temat przeniesiony do archwium.
31-39 z 39
| następna
ciekawy temat .jak nauczyć sie myśleć po angielsku?
Ja lubie od czasu do czasu myslec po angielsku ,raz zdazylo mi nieswiadomie odpowiadac po ang lub zapomniec danego slowa po polsku xp

jednak czuje ze brakuje mi slow zeby caly czas myslec po ang .Dopiero od niedawna chodze na prywatny angielski bo ten w szkole nauczyl mnie tylko konstrukcji gramatycznych
Od jakiegoś już czasu poszukuję sposobu na myślenie w obcym języku, mówienie tak, jakby rzeczywiście był „mój”, jednak zawsze jego używanie sprowadzało się do porównywania go z językiem ojczystym. Proces myślenia wyglądał do tej pory mniej więcej tak: koncept-wyraz polski-wyraz angielski. Na dłuższą metę jest to nieefektywne, a mówiący czuje się nieswojo w obcym języku, gorączkowo „szukając” tego jednego wyrazu w głowie. W związku z tym przyszła mi do głowy myśl: a co gdyby utożsamiać znaczenie bezpośrednio z angielskim wyrazem, bez jakiejkolwiek obecności polskiego, ucząc się słownictwa ze słowników jednojęzycznych (albo nawet po polsku, ale z opisem, nie z konkretnym wyrazem), powstrzymując się od jakichkolwiek „poszukiwań” w myślach macierzystego odpowiednika, tak jak dziecko przyswaja swoją pierwszą mowę. Miałoby to na celu skojarzenie sensu ze słowem, a nie wyrazu z wyrazem. Co o tym myślicie?
Efektem takiej nauki byłoby dodanie do obecnej puli językowej nowych synonimów, określeń na znane zjawiska i uczynienie ich równorzędnymi z ojczystym językiem.
Jak wiadomo, prawie żaden wyraz nie dzieli identycznego znaczenia z tym podawanym w słowniku odpowiednikiem, a zamysłem jego tłumaczenia jest jedynie przybliżenie sensu słowa z pierwotnego języka. Co gdyby z każdego nowego słowa tworzyć niezależny punkt w naszym osobistym leksykonie, jaki nosimy w głowie, ze swoim specyficznym wydźwiękiem.
Oczywiście niosłoby to za sobą pewien „defekt”, uciążliwy zwłaszcza w przypadku studentów i absolwentów filologii chcących tłumaczyć, gdyż taka metoda nie łączyłaby nowych słów ze znanymi dotychczas, wychodząc z założenia, że żadne słowo nie ma dokładnego semantycznie odpowiednika, więc trudniej byłoby im przekładać język na język. Musieliby polegać bardziej na swojej fantazji, niż na pamięci, głównie w przypadku bardziej wyszukanych określeń, niż np. „apple”.
Nauka myślenia po angielsku poprzez "powstrzymywanie się od jakichkolwiek "poszukiwań" w myślach macierzystego odpowiednika" - czyli poprzez myślenie po angielsku. Pewnie czegoś nie rozumiem ale twoja metoda przypomina własnoręczne wyciąganie się z bagna za włosy przez barona Münchhausena.
>twoja metoda przypomina własnoręczne wyciąganie się z bagna za włosy
>przez barona Münchhausena

A mnie toczący się po trawie sześcian zamiast piłeczki. Nie wiem czemu, ale jakoś tak mi się nasunęło.
Myślę, że trzeba byłoby to oprzeć na jakiejś wiedzy z psychologii myślenia, uczenia itp. Inaczej to amatorszczyzna. Widziałem kiedyś taką książkę Szkutnika - chyba "Thinking in English", napisane na niej było, że "powstała w oparciu o najnowsze odkrycia psychologii". A metoda opierała się na powtarzaniu tekstów naśladujących strumień świadomości.
Ja nie wiem, czy czegoś takiego można się nauczyć... Jest tak, przynajmniej w moim przypadku, że jak dużo i długo mówię po angielsku, to się automatycznie przestawiam na angielską gramatykę, angielskie myślenie... Kiedy operuję dwoma językami polskim i angielskim to z przełożeniem się na angielski nie mam najmniejszego problemu. Gorzej z powrotem do polskiego. Pewne rzeczy sto razy łatwiej i prościej jest wyrazić po angielsku.
Temat przeniesiony do archwium.
31-39 z 39
| następna

« 

Studia językowe

 »

FCE - sesja letnia 2003