Nauczyciel czy tłumacz - co lepsze?

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 42
poprzednia |
Witam! Mam poważny problem. Otóż wybieram się na filologię angielską do Poznania. Nie wiem jednak jaką specjalizację wybrać: czy tłumacza czy nauczyciela? Wiem że tłumacz musi bardzo ciężko pracować, ale ma za to sporo kasy, natomiast pensja nauczyciela jest beznadziejna (jednak jest mnóstwo wolnego) Błagam, doradźcie mi co mam wybrać, bo mam naprawdę wielki dylemat... Z góry dziękuję i pozdrawiam :)***
>Witam! Mam poważny problem. Otóż wybieram się na filologię angielską
>do Poznania. Nie wiem jednak jaką specjalizację wybrać: czy tłumacza
>czy nauczyciela? Wiem że tłumacz musi bardzo ciężko pracować, ale ma
>za to sporo kasy, natomiast pensja nauczyciela jest beznadziejna
>(jednak jest mnóstwo wolnego) Błagam, doradźcie mi co mam wybrać, bo
>mam naprawdę wielki dylemat... Z góry dziękuję i pozdrawiam :)**

To racja, że pensja nauczyciela jest po prostu beznadziejna, zwłaszcza nauczyciela zaraz po studiach, który w normalnej( czytaj biednej) gminie czy powiecie dostanie za etat do ręki jakieś 7[tel]zł. A z tym wolnym czasem to jakaś kompletna bzdura, sama jestem nauczycielką, siedze w szkole niemal codziennie po godzinach ( a to uczniowie chcą żeby coś wytłumaczyć, a to kółko, a to zebranie, a to dyskoteka, a to rada peadgogiczna, a to zajęcia w wieczorówce itp), przychodze do domu to nie wiem co mam zrobić najpierw: czy sprawdzic stosy sprawdzianów, czy przygotowac testy najpierw dla IIa czy może dla IV LPB? A jak już przygotuje testy i sprawdze sprawdziany to trzeba ułozyć jakiś konspekt, przygotowac akademię, czy uzupełnić dziennik, czy też przygotowac konkurs, może zająć się swoja teczką z planem rozwoju, a tu dzieci płaczą, pies chce na spacer..... i kiedy tak sie szarpię to przychodzi 24 kiedy jest wreszcie czas na rozmowę z mężem i dobra książkę nad którą po minucie usypiam... bo jutro następny dzień... Słowem: krótki czas pracy nauczyciela to jakiś mit, ja jak idę do szkoły to jest prawdziwa frajda, uczyć, widzieć zapał uczniów ( co niektórych), widzieć efekty swojej pracy... Najgorszy kawałek nauczycielskiego, czerstwego chleba to siedzenie w domu po parę godzin nad różnymi sprawami szkolnymi. Dobrze się więc zastanów zanim pójdziesz na kierunek nauczycielski....
A pracowałaś kiedyś w innej pracy niż nauczycielska?? Jeśli nie - to powiem ci tak - nie masz porównania...Mowisz mnostwo zadan po lekcjach, sprawdziany, klasowki, a ponadto dzieci maz pies... Spróbuj popracowac na etatcie, ktory trwa klasycznie - 40 godzin tygodniowo, pracując na przykład 10-18, albo 12-20...zobacz, jak wtedy czas ci się kurczy, bo tak samo przecież masz obowiązki domowe... ja nie twierdzę, ze nauczyciel po odpracowaniu 16 czy 18 godzin tygodniowe ma luz. wiem, ze nie ma - bo ma sprawdziany, testy, prace domowe, konspekty, dzienniki i zdobywanie kolejnych stopni kwalifikacji. Jednak zauwaz, ze duzo czasu pracujesz w domu - jak chcesz - mozesz zrobic sobie mala przerwe na kawe, krotki spacer, wstawic ziemniaki;p czy pranie...i dalej sprawdzac klasowki. Jak siedzisz w pracy po 8-10 godzin, pod czujnum okiem upierdliwego szefostwa i wiesz, ze kazdy twoj ruch jest kontrolowany, i kazde spojrzenie sprawdza, czy wykorzystujes czas pracy do maksimum, nie masz takiego komfortu...Powiem ci tak...studiowałam dziennie, i były takie lata, ze miałam duzo wiecej nauki niz inni, bo chodzilam na dodatkowe zajecia, do kazdych sie dokladnie przygotpowywalam, spedzalam po kilka godzin czasu w bibliotece, przygotowujac rozne materialy i czytajac...do tego mialam 5 godzin zegarowych korepetycji tygodniowo, do ktorych rowniez przygotowywalam stosy materialów... i naprawde, mialam o wiele wiecej wolnego czasu, ochoty i jasnosci umyslu, zeby robic cos poza tym - teraz kiedy wstaje o 8 aby byc na 12 w pracy, nawet nie zauwazam, kiedy zleci mi czas na sprzatnieciu, zrobieniu zakupow etc. i juz musze isc do pracy...wracam po 21, kapie sie czasem cos obejrze i ide spac...nie mam lipca i sierpnia wolnego w calosci, nie mam ferii, pomiedzy swietami musze isc do pracy i tyle... Mama mojego przyszlego meza jest nauczycielka, wiele moich kolezanek tez - i te, ktore pracowaly wczesniej w innym charakterze zgodnym chorem twierdza, ze maja o wiele wiecej wolnego czasu teraz... moze kwestia organizacji, czasu i pracy, ktora nabyly dzieki wczesniejszym doswiadczeniom? Nie wiem... w kazdym badź razie ja bronilam sie rekami i nogami przed byciem nauczycielka i teraz zaluje...No, ale jak dobrze pojdzie, za 3 lata bede podwojnym filologiem i moze trafie w nauczycielskie pielesze...
no to super, ze chcesz przyjść do szkoły. Wtedy się przekonasz na żywym organiźmie, jak to wygląda. A tak odnośnie innych zawodów to co Ty myslisz, ze ja żyję w getcie? Przecirez ja doskonale wiem , że inni pracuja ciężko, dużo ciężej ode mnie, ale często idzie to w parze z wysokimi zarobkami. Ja się strasznie ciesze, ze mam wakacje i ferie, co mi jednak po nich , kiedy nie mam za co wyjechać? Moja pensja jako nauczyciela mianowanego wynosi 1200 zł.
A wogóle to post dotyczył porady, czy wybrać zawód tłumacza czy nauczyciela i się po prostu wypowiedziałam, ze na temat tego zawodu jest wiele mitów. Min. mit jakiejs niesamowitej liczby wolnych godzin, który się w tym poście pojawił i próbowałam go obalić. Powtarzam: Zapraszam do pracy w szkole, zobaczysz wtedy, ze to nie jest taka sielanka, lepiej sobie wyrób własna opinię.
Agata,

Nie ma sie nad czym zastanawiac. Czy lubisz podrozowac? Czy lubisz dobre restauracje? Czy lubisz dobre samochodu? Jesli tak to zapomnij o zawodzie nauczycielki. Zycie jest wystarczajaca ciezkie - po co je sobie komplikowac. Powodzenia na studiach.
Jestem i nauczycielką (lekcje prywatne, kursy) i tłumaczem. Nie sądzę, żeby podstawowym kryterium wyboru zawodu mogło być to, ile się pracuje, ile się zarabia, i kiedy się ma wakacje. Z całą pewnością są to ważne aspekty i mogą mieć duże znaczenie, ale istotniejsze jest na pewno \"dopasowanie\" do rodzaju pracy. Probujesz wybrac pomiędzy siedzeniem godzinami w domu przed komputerem w samotnosci, a gwarem calej klasy nastolatkow na przyklad. Zastanow sie do czego pasuje Twoj charakter. No i dobrze byloby sie sprawdzic w obu sytuacjach. Zycze podjecia dobrej decyzji!
A ja tam (mimo (ktos moglby pomyslec) tak mlodego wieku;)) lubie samochody, podroze i jakos ostatnio coraz czesciej wydaje mi sie chcialbym zostac nauczycielka (geografia lub angielski)a trzeba dodac, ze kiedys nawet nie przyszloby mi to do glowy!!, no oczywiscie nie w byle jakiej szkole..najchetniej to wlasnie w tej, w ktorej teraz sie ucze (1 LO w Chorzowie;))..no ale co bedzie za 3 lata, kiedy bede zdawala na studia, no i za jeszcze kilka kiedy je ukoncze...GOK..;D POZdr. - mazia
Dziękuję za wasze opinie, ale ja sama nie wiem co mam wybrać. Jestem osobą strasznie rozrzutną i pensja nauczyciela chyba raczej mi nie wystarczy, ale znów pracując jako tłumacz, musiałabym harować przynajmniej 8 godz. dziennie..... Boże! Nie wiem co mam robić, a czas szybko leci i trzeba się porządnie zastanowić....
No nie do końca jest tak, że tłumacze pracuja po 8 godzin dziennie. Raz sie trafi takie zlecenie, nad którym siedzi się i trzy dni po 10 godzin, a potem przez tydzień nie ma nic. Innym razem są to drobne rzeczy, które się \"machnie\" w godzinkę. Średnio na tłumaczeniu spędzam 3-4 godziny dziennie, nie więcej. Tłumaczę, ale nie byłabym w stanie siedzieć bez przerwy przy kompie, bo chyba bym zwariowała. Dlatego 2 razy w tygodniu mam zajęcia w prywatnej szkole. Poza tym szkoła zapewnia w miarę stały dopływ gotówki niż tłumaczenia, bo z biurami tłumaczeń bywa różnie, mogą zdarzać się zwłoki w wypłacaniu wynagrodzeń, bo np. klient nie zapłaci.
Jeszcze jedno, żeby tłumaczyć trzeba IMHO znać język troche lepiej niż przeciętny nauczyciel i mięc dużą wiedzę ogólną i specjalistyczną.
To tyle.
Pozdrawiam.
mam wrażenie, ze uczestnicy tej dyskusji wyobrażają sobie, że praca tłumacza polega na siedzeniu przy komputerze i wpisuwaniu tekstu do programu typu English Translator i drukowaniu gotowych wyników. A to jest tzw \"góralska prawda\". Żeby skorzystać z tefo programu trzeba perfekt znać oba języki, angielski i polski conajmniej na poziomie doktoratu.

Praca tłumacza ma też wesołe strony, np tłumaczenie biznesowe w czasie lunchu. Szef z partnerem na zmianę obiadają się, często egzotycznymi potrawami, i gadają, a tłumaczka słucha i tłumaczy, słucha i tłumaczy. Gdy rozmowa dobiega do końca, nie ma czasu na skonsumowanie, gdyż musi spieszyć sie, by najszybciej jak mozna spisać protokół z rozmowy.

Ja, co prawda, tłumaczem nie jestem, ale zdarzyła mi się przygoda translatorska.

Pewnego dnia zadzwonił wielki szef i polecił: leć do Kowalskiego (naczelnik wydziału bzdurystyki) ponieważ ma on gościa zagranicznego a tłumacz nawalił.

Początkowo wszystko było fajnie, good morning, hw are you etc. Ale gdy naczelnik powiedział \"a teraz powiedz im, że to jest SuperHiperExtraGraf, zatkało mnie. Ja nie widzieałem nic o tym urządzeniu po polsku, nie mogłem zapamiętać jego polskiej nazwy, a co dopiero angielskiej. Zaczęło się this is, that is, it is itp.

W tym momencie otworzysły sie drzwi i wszedł młody okularnik i zaczął truć, I\'m sorry , I\'m late, Traffic Jam ... Gdy zbliżył sie do mnie zapytał jak leci i o co chodzi. Gdy mu powiedziałem, że ma przetłumaczyć na angielski \"SuperHiperExtraGraf\", spojrzał na zegarek i powiedział \"lunch-time, follow me, gentlemen\" i problem sam się rozwiązał.

Od tej pory wiem, że nie zawsze trzeba tłumaczyc dosłownie ;)))
Hej!
Od jakiegoś czasu wpadam tu i z coraz większym zainteresowaniem czytam Twoje komentarze - mam wrazenie ze mamy identyczne rozterki. Ja też mam inne studia skończone, pracuję na pelen etat w innym zawodzie (przez wielu uwazanym za szczyt marzen). Ale caly czas czuje jakis niedosyt. I caly czas ucze prywatnie i uwielbiam to. Zrobilam juz wszystkie mozliwe certyfikaty z General English i nawet skonczylam roczne studium nauczycielskie przy UW, ale caly czas czuje ze sie miotam i czegos mi brakuje. Mysle ze sie skonczy na NKJA na UW, chociaz troche przeraza mnie perspektywa rzucenia wszystkiego i zaczynania od nowa. Ty za to wydajesz sie w pelni zdecydowana i za to Cie podziwiam. Coz, moze sie spotkamy na UW. Serdecznie pozdrawiam, Gosia.
Słuchaj... nie wiem, czy czytałas mój post dokładnie, ale jest w nim wyraźnie napisane że:
1) nie lekceważę pracy nauczycielskiej, twierdząc, iż jest ona łatwiejsza/mniej absorbująca od innych etc.
2) nie pracowałam nigdy w szkole na etacie, natomiast od kilku lat systematycznie uczę na lekcjach prywatnych, i to całkiem i sporo - więc wiem, co znaczy przygotowywać się do pracy z uczniem - chociaż, fakt, odpada mi z pewnościa cała oprawa formalna, wymagana przez szkoły
3) znam mnóstwo aktywnych zawodowo polonistek oraz anglistek - moich koleżanek z niedawnych czasow studenckich, które pracowały wcześniej w innej pracy, zajmującej 40 godzin na tydzień - każda twierdzi, że ma teraz dużo więcej czasu...
4) nie twierdzę, że praca nauczyciela to sielanka - bo wiem, że nie... trzeba miec cierpliwość - nie tylko do dzieci, ale i samej instytucji szkoły:( kompetencje i dar uczenia
5) nie mówię o kosmicznych zarobkach - pracując jako asystentka-sekretarka, z 4 stronicową listą obowiązków pracowniczych (chyba jest tam wszystko) przez 6 dni w tygodniu, średnio 8,5-9 godzin dziennie, w soboty 4-5, zarabiam 13[tel]zł netto, z tendencją do 1300 niestety:(...wybacz, ale nie są to pieniądze za które mogłabym się samodzielnie utrzymac w Warszawie, nie wspominając już rozwijaniu - jak ktos tam chce - sympatii do drogich restauracji/samochodów etc., których zreszta nie mam (i sympatii, i samochodów;p)
6) zdaję sobie sprawę z faktu, że wokół zawodu nauczyciela powstaje mnóstwo mitów - i wierz mi, naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, jak to jest z waszym wolnym czasem/zarobkami/ilością godzin etc - o czym zreszta napisałam dokładnie w moim poprzednim poście.
Dlatego proszę Cię - nie sugeruj, że nie mam własnej opinii - bo mam - i jest ona właśnie taka, jak jest. I bazuje na moich własnych doświadczeniach oraz doświadczeniach bliskich mi osób - tak jak Ty, czynnych nauczycielek.
Czy to do mnie może?:)
Widzisz ja to postrzegam tak...
Można być szczęśliwym, jadąc raz do roku w sierpniu w Tatry na dwa tygodnie, co - bez wielkiego szczypania będzie kosztowało jakieś 8[tel]złotych od osoby. I pojechać sobie za granicę, żeby coś zobaczyć, raz na jakieś kilka lat.
Można też jechać na Kos (chociaż teraz chyba to już mniej trendy, więc może jednak na Goa/Malediwy/do Trynidadu) i spędzić fantastyczne 2 tygodnie w hotelu 4 gwiadkowym za jakies 4[tel]os osoby.
Można kupić sobie kozaki Ryłki za 300 i można zaszaleć z Burberry za 1200, można jeść w kanapkach szynkę babuni albo oryginalną parmeńską
Można jeździć 4 letnim Clio za jakieś tam 17000 i można jeżdzić nowiutkim volvo za 90000.
Etc Etc Etc
Ja będę szczęśliwa przy tych skromniejszych opcjach, bo lubię cieszyć się tym co mam, wazne jest dla mnie godne - co nie znaczy wystawne zycie. Jeśli ktoś nie umie i nie będzie - jego sprawa, jego problem, szkoda mi takiej osoby. Komuś takiemu też może być szkoda mnie. Jednak łatwiej wskoczyc na wyższą stopę zyciową, zyjac na sredniej, niż spaśc z wysokiej na porzecietną...Oby fanom owych drogich samochodów i restauracji nigdy się to nie przytrafiło
ok to może krotko i wreszcie ktoś odpowie jednym wyrazem czy według niego/niej tłumacz czy nauczyciel: 1) Tłumacz 2) Nauczyciel; Tylko to, żeby było wiadomo. Może też krotkie uzasadnienie. 1 lub 2 + bo .... Dzięki. Nic więcej.
Cześć niestety trudno jest mi się wypowiadać na temat zawodu tłumacza gdyż nigdy nie zdażyło mi się pracować w ten sposób. Jednak przez pół roku pracowałam w szkole podstawowej jako nauczycielka. Fakt, wracałam do domu stosunkowo wcześnie, miałam wolne w ferie itd. Jednak praca ta była dla mnie bardzo obciążająca fizycznie i psychicznie - w mojej sali zimą było 13 stopni, dzieci wrzeszczały niemiłosiernie podczas przerw i nawet kładąc się spać po zamknięciu oczu słyszałam w głowie ten hałas. Niestety, uczniowie często bywają bardzo dokuczliwi dla młodej nauczycielki, czego doświadczyłam na własnej skórze. Nie chcę nikogo zniechęcać do pracy w charakterze nauczyciela, chcę tylko uczulić na fakt, że do wykonywania tego zawodu potrzebna jest dość duża odporność psychiczna i umiejętność zostawiania problemów zawodowych w pracy oraz pasja, która nie pozwala się zniechęcać brakiem rezultatów, gdy uczniowie pozostają wyjątkowo oporni na wiedzę i po kilku latach nauki angielskiego nie potrafią nawet odmienić czasownika \'to be\'. Ja niestety tego nie potrafiłam i za bardzo się wszystkim przejmowałam. Dlatego zrezygnowałam... teraz studiuję na kierunku zupełnie nie związanym z pracą nauczyciela.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia!
>Witam! Mam poważny problem. Otóż wybieram się na filologię angielską
>do Poznania. Nie wiem jednak jaką specjalizację wybrać: czy tłumacza
>czy nauczyciela?

Ja to widze tak: zdaj najpierw wstępny egzamin, a poźniej wybierzesz jeżeli nie będziesz zdecydowana idź na tłumacza- uprawnienia nauczycielskie w razie czego zrobisz jak będziesz w szkole

Z poważaniem córka zaslużonego nauczyciela (angielskiego oczywiście) ;-)
Tak, właśnie do Ciebie!!!!!
Gosiu... jak miło:)
Ja obecnie napalam się jak szalona jednak na opcję studia dzienne...ponoć w NKJA zajęcia trwają od 8.30 do max 13.30 a ja mam pracę poniekąd zmianową:) wiem, że to szalony pomysł, ale będę jednak próbowała dostać się na dzienne i pogodzić to z obecną pracą:) no, juz mam spory trening w tego typu ekwilibrystyce;p więc myślę, że dam radę... chyba lepiej być cieniasem;p na studiach dziennych niż jednym z lepszych na zaocznych... no, ale mówiąc poważnie - przy studiach językowych im więcej zajęć, tym lepiej... Wiem, że jeśli to wypali, to codziennie od 8 do 22 mam czas wypchany na maxa, ale zostaną mi wtedy wolne weekendy na naukę i odpoczynek:) i to chyba lepsze rozwiązanie niż tydzień pracy plus co drugi weekend zawalony zajęciami, co i tak byłoby kroplą w morzu:) Pozdrowionka:)
Nie ma lepiej dla wszystkich - zależy, co kto lubi.
Wyspecjalizowany tłumacz na pewno zarobi więcej, ale do tej pracy trzeba tak jak mówię - być WYSPECJALIZOWANYM - i mylą się tu osoby, ktore myślą, że lingwistyka lub anglistyka wszystko zalatwi ... można być co najwyżej przysięgłym, który też będzie zył wygodnie, jak będzie łapać dużo zleceń od agencji, ale wielu przysięgłych tak naprawdę potrafi tylko tłuc te swoje dyplomy/akty urodzenia etc. wg formularza na kompi i boi sie bardziej skomplikowanch merytoryzcnie zleceń...w każdym poważnym biurze tłumaczeń z pocałowaniem w rękę przyjmą np. tłumaczy tekstow medycznych... bo jest ich malo, jest to cholernie trudne, a firmy farmaceutuczne płacą naprawdę grubą kasę
Ale - żeby być tłumaczem, trzeba też lubić pracę w samotności, skupieniu, przy wertowaniu źródeł, netu, zagłebianiu się w nomenklaturę, dokumentacje etc... nie każdy to potrafi.
Dobry lektor z kolei musi lubić pracę z ludźmi, być odpornym na opornych na wiedzę oraz krytykę i przede wszystkim mieć ten słynny dar uczenia...bez tego ani rusz...
A jak chcecie konkretów - proszę - lektor w srednio dobrej szkole w Wawie może spokojnie wziąć 30-35 netto za 45 minut...przy 4 standardowych grupach (czyli 16 godzin tygodniowo) zarobi jakieś 19[tel]netto...PRZY 16 GODZINACH PRACY.... tylko że niewielu lektorów na tym poprzestaje, uczą jeszcze często w firmach plus dają korki...więc jakies 3000 netto to standard. Dane sprawdzone.
A o tłumaczach i ich zarobkach pisałam już gdzieś wczesniej... przecietni mają 2[tel]miesięcznie, ci naprawdę dobrzy z dobryn przerobem /eskpresy etc/ od 5000 do 12000 miesięcznie...Dane też sprawdzone.
I wybór należy do Ciebie.
Ja wolalabym być lektorem - bo na tłumacza jestem za cienka -czytaj - niewyspecjalizowana- a uczyć potrafię i lubię:)
Gdybym była z 10 lat mlodsza staralabym się połaczyć jedno i drugie - studia językowe plus drugi fakultet, np. prawo...
To zależy na co jestes nastawiona w życiu. Jezeli szukasz tylko pieniedzy - naturalne wybierz prace tlumacza i siedz w biurze nad ksiazkami. A jesli pasjonuje cie czlowiek - jego rozwoj, cała sfera rozwoju jezyka (jak top sie dzieje, ze nasz jezyk obcy rozwija sie, itd...), [pomoc drugiemu, mlodemu czlowiekowi, aby wzrastac - to wybierz prace nauczyciela.

Powiem ci jedno - w pracy nauczyciela liczy sie BEAZINTERESOWNOSC i otwarcie na... Wierzę, że wybierzesz madrze.
Pozdrawiam,
Agnieszka
Hej, czasem tu wpadam i patrzę czy \"dotarła\" moja wiadomość do Ciebie. Widzę że dotarła. To fajnie. Ja też jeśli zdecyduję się zdawać to napewno na dzienne. Słyszałam z b. wielu źródeł że zaoczne studia językowe to strata czasu (i to w gruncie rzeczy jest oczywiste). Co nie zmienia faktu że nie wiem czy starczy mi sił na taką, jak Ty to nazwywasz, \"ekwilibrystykę\". Ale Twój przypadek bardzo mnie w mojej decyzji umacnia. Tak więc, jak już wcześniej wspomniałam, być może do zobaczenia.
HeHe Gosiu, no my staruszki;p;p , studentki z odzysku, musimy się wspierać, w końcu kto wie... - jak dobrze pojdzie, możemy się okazać seniorkami wśród młódek i młodzianków:) na NKJA i wtedy wiesz...swój do swego;)
wszystkie te wpisy bardzo miło się czyta - ale czy tak naprawdę mamy do końca wybór jak pracujemy? środowisko tłumaczy można porównać do lekarzy albo adwokatów - jest bardzo hermetyczne. otrzymanie zlecenia przez osobę z zewnątrz graniczy z cudem. być może sytuacja zmieni się za parę lat kiedy będziesz kończyć anglistykę, ale jak na razie pytanie \"czy mam być nauczycielem czy tłumaczem\" trochę mnie bawi - nauczycielem możesz być w każdej chwili, bez specjalizacji, natomiast tłumaczem - jeśli ktoś umożliwi ci zaistnieć na rynku. nie łudź się, że papierek ukończenia studiów otworzy przed tobą drzwi wszystkich biur tłumaczeń. to tyle na otrzeźwienie.
A czy ktos moze sie orientuje ile tlumacz moze srednio zarobic? Czy bedzie oplacala sie taka praca za 10 lat? Z gory dzia :)***
ello, byłam tłumaczem, na konferencjach zarabiałam średnio 9 000 pln miesiecznie, ale wtedy nie ma sie zycia, na 8 rano konferencja, potem trzeba isc na kolacje z klientami, potem lecisz znow na rano i nie śpisz, nie ma kiedy cos kupic czy zalatwic, nie wiadomo nawet, czy danego dnia bylo slonecznie, czasami sie ma dzien wolny, to sie pada i spi i tyle..... nic innego nie da sie robic.

potem bylam nauczycielka, zatrudnila mnie firma ok lublin, wywieźli nas do malej miejscowowsci, 3 godziny drogi w jedna strone, czyli trzeba bylo wstawac o 4.30 szesc dni w tygodniu, wracalo sie do domu na 19 nastą, nie płacili tyle ile była mowa na początku, zadnej umowy, na pytania kiedy odpowiadali ciągle, że później, a na koncu jak zlozylismy wypowiedzenia, to stwierdzili, ze o co nam chodzi, przecież nauczyciele pracują dla idei, a nie dla pieniędzy.
i co wy na to?

kto jeszcze pracował w miejscach, których nie poleca?
może zrobimy taką anty-listę?

jedna koleżanka pracowała też w empiku i nie chcieli jej zapłacić, każali podpisać rachunek, że wypłacono, a jej kazali przyjść po kasę na drugi dzień, że niby ktoś tam pieczątki nie przyniósł i na jutro będzie, a na drugi dzień jej powiedzieli, że o co jej chodzi, przecież podpisała, że pieniądze otrzymała, a oni nie mają sobie nic do zarzucenia, bo przecież wypłacili, bo ona podpisała, że otrzymała itp...

piszcie swoje typy........

pozdr,
zdajÄ…ca fce (taka sobie zachcianka)
tłumacz-fce? zachcianka? aha...mysle,ze jednak nadmiar pieniedzy
Rhysse strasznie mnie zmartwilas :(( Myslalam, ze poradze praca tlumacza jest naprawde ciekawa i oplacalna (owszem oplacalna jest, ale zero czasu wolnego :((( A ja jestem bardzo uczuciowa i chcialabym jak najwiecej poswiecac czasu swojej przyszlej rodzinie.... Nie moge w to uwierzyc, ze ta praca jest taka uciazliwa... Myslalam, ze praca nauczyciela jest jeszcze gorsza, ale jak widac mylilam sie :(( I co ja mam teraz zrobic??
och Agata, nie martw się, ja byłam tłumaczem konferencyjnym, praca była rzeczywiście wymagająca czasowo - wymagali pełnej dyspozycyjności czasowej,
ale ciekawa była też, np jak Japonczycy wymyślali po angielsku słowa, których nie ma, a ty masz to tłumaczyć, hihihi....
ale jak moja koleżanka mówi, miała tę niepodważalną zaletę, że nie było kiedy wydawać zarobionej kasy, no i teraz jest co wydawać.

są też tłumacze tekstów pisanych, wtedy pracuje się w domu, w innym tempie, chociaż większośc zleceń i tak jest \"na wczoraj\".

a co do przedmówczyni, FCE, to ta zachcianka, to dlatego, że jakoś nie brałam się za certyfikaty z ogólnego, tylko specjalistyczne, np LCCI, a tu są takie sytuacje, że np,
idziesz na rozmowę o pracę, a ci się pytają o certyfikaty, to zaczynasz o lcci, becach i innych, a ci mówią, że o takich nie słyszeli i pytają o fce,

kolezanka miała proficiency, a oni, że dziękujemy pani, ale szukamy kogoś z fce,
bo to gwarantuje dobrą znajomość języka, radzimy pani się postarać o odpowiedni certyfikat, a potem startować do pracy....... no opadają ręce, prawda?
no i co Wy wszyscy na to?

ktos też miał podobne doświadczenia?

pozdrowionka, Rhysse,
jutro mam pisemne z fce,
powodzonka wszystkim współzdającym!
a mozna robic po anglistyce cos innego niz nauczyciel lub tlumacz? studiowac dla przyjemnosci ale potem pracowac np w jakiejs firmie?
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 42
poprzednia |

« 

Pomoc językowa

 »

Studia za granicÄ…