PO pierwsze nie ma co sie denerwowac zanim sie zacznie studia i planowac ile sie bedzie posiwecac na nauke.
Kazdy przeciez ma inne uwarunkowania, inne sposoby nauki, i jedni wola siedziec godzinami nad jedna rzecza, a na impreze nie pojda, bo i tak by sie zle bawili, bo wiedza, ze ta "zabawa" to czas stracony sie im bawic nie pozwala, podczs gdy inni, chodza na imprezy, ale udaje sie im bez problemu pogodzic je ze studiami.
Dla mnie np. nauka jest przyjemnoscia. Po 30 godzinach/tydzien spedzonych w szkole, udzielam 20 godzin lekcji ( wszkole jezykowej i prywatnie). PO pracy, przyjemnoscia jest dla m,nie przeczytanie ksiazki. czytam sobie co mi w rece wpadnie, ale po angielsku, ksiazke, lub gdy jestem bardziej zmeczona prase, nowe slowka pieczolowicie notuje. Potem na zajeciach w szkole okazuje sie, ze znam wiekoszosc slow "przerabianych", bo sobie czytam dla przyjemnosci, czy ogladam TV.
Z uczniami na lekcjach tez glownie rozmawiam, wiec caly czas jestem zanurzona w angielskim. MOi uczniowie to poziom od intermediate do CAe, wiec uczac ich, sama caly czas szlifuje jezyk.
Jak poznaje nowe slowko, ucze sie jego wymowy, wiec i fonetyka nie jest problemem. Wiadomo, czesc teoretyczna, czyli transkrybcja stanowi wiecej problemu, bo cos tam moze sie popierniczyc, wiec do egzaminu pouczylam sie 3 dni, do praktycznej słownictwo tez powtarzalam sobie 2 dni i wszystko na 5;> Jak sie z uczniami to robi na lekcjach, to nie ma problemu;)
Co do czasu wolnego, ktory zaczyna mi sie tak o 20-21, jak skoncze prace, to czytam, uprawiam sporty, chodze na impry. Wiadomo, impry bardziej weekend, ale jak jest super koncert w ciagu tygodnia to na p[ewno go nie przepuszcze, i wole isc do szkoly na kacu, albo sie troche spoznic.
Trzeba tylko dzialac spontanicznie, robic to na co sie ma wlasnie ochote, taka jest moja dewiza. Nie mozna sobie tylko sportu przesuwac, bo on, wg mnie, powinien byc stalym punktem grafiky, bo to zdrowie.
Pzdr,
KOciamama.