Nie bronię szkoły. Tylko nie rozumiem twojego nstawienia do wykładowców. Okropnie dużo czasu poświęcasz na ich lubienie czy nie lubienie. To naprawdę "niestudenckie" zachowanie. Wiem prawdopodobnie o kogo Ci chodzi, ale to nie powinno Cię interesować jak wyglądają jej relacje z dziećmi. Powiem krótko. Sama ucze i dorosłych i dzieci. Niektórzy dorośli uważają mnie za "wredną" bo wymagam tyle od nich ile od siebie wymagałam, czyli bardzo dużo. Nie czarujmy się, ten wykładowca mając do czynienia z "uczniakami" też pewnie traci cierpliwość. Ma do tego prawo. To są studia, a nie liceum.
Kiedy mam zajęcia z dziećmi to po prostu bajka :) Bawimy się, śmiejemy , dokazujemy, uczymy przez zabawę. Dzieci mnie kochają :) No i co? Sama sobie odpiwedz na pytanie co ci wykładowcy widzą przed sobą. Was! A jak wy się zachowujecie? Co sobą reprezentujecie? Jakie miny robicie (bo jej nie lubiecie?) Czasem nienawiści na twarzy nie da się maskować. Ot co.
Życze więcej radości ze studiowania , a mniej dziecinności,
pozdr.