Ludzie, do nauczania jezyka obcego trzeba miec przede wszystkim (oprocz b.dobrej znajomosci jezyka) ZAMIŁOWANIE i TALENT. Co z tego, ze ktos cale swoje zycie spedzil w Wielkiej Brytanii i nagle go oswiecilo, zeby pojechac za granice uczyc angielskiego (albo mial same piatki na studiach z angielskiego). To trzeba umiec robic, a nawet dyplom CPE zdany na A nie gwarantuje, ze dana osoba bedzie potrafila przekazac komus swoja wiedze. Dlatego zastanowcie sie dobrze, czy Wam sie ta robota bedzie podobala. Druga sprawa: w kwestii formalnej organizacje pseudo-oswiatowe typu: Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu (ciekawe co ma edukacja do sportu, pewnie tyle samo co skakanie na bungee z nauka hebrajskiego, ale to juz inna bajka) oraz Kuratorium Oswiaty bardzo boja sie o to, aby nie bylo zbyt duzo nauczycieli angielskiego po \'szkolkach niedzielnych\' typu kurs metodyczno-pedagogiczny + ceryfikat Cambridge, dlatego wymyslaja wciaz to nowe przepisy, aby ludziom przeszkodzic. Moja rada: Nauczycielskie Kolegium Jezyka Angielskiego. Ktos pewnie powie, ze to 3 lata nauki, na ktore nikt nie ma czasu ani pieniedzy, ale ludzie pomyslcie: CAE czy CPE nie zdacie z dnia na dzien, trzeba sie do tego porzadnie przygotowac (nie kazdy jest zdolny do samo-dyscypliny, wiec kurs przygotowawczy dla wiekszosci jest koniecznoscia), a sesje sa dwie do roku, zanim dostaniecie wyniki to juz w ogole. Nastepnie kurs metodyczno-pedagogiczny (minimum 1-2 semestry), po tym egzamin, praktyki. Jakby to wszystko razem zsumowac wyjdzie ok. 3 lat zanim bedziecie mogli powiedziec o sobie, ze jestescie \'wykwalifikowanymi nauczycielami j.angielskiego\'. A koszty ? Przeciez ani British Council ani MEN czy Kuratorium Oswiaty nie sa organizacjami charytatywnymi: kursy i szkolenia kosztuja ciezkie pieniadze. W Kolegium jak sie zalapiecie na dzienne nie bedzie Was to nic kosztowalo, a studia wieczorowe i zaoczne nie sa tez znowu horendalnie drogie w porownaniu z super-obleganymi kierunkami typu prawo czy dziennikarstwo. Uczelnia zapewni Wam zajecia praktyczne z angielskiego, przygotowanie metodyczno-pedagogiczne i praktyki w szkolach (to obowiazek uczelni, nie bedziecie musieli sie o to martwic czy nie daj Boze \'placic za bezplatne praktyki\' - to juz w ogole kuriozum). Po 3 latach bedziecie mieli dokladnie te same uprawnienia i nikt Wam nie bedzie wypominal, ze nie skonczyliscie studiow w zakresie nauczania j.angielskiego. To moja rada, wiem to po sobie, bo w swoim czasie tez chcialem uczyc angielskiego z CAE i z zaliczona metodyka na studiach (jestem studentem italianistyki - dziedzina pokrewna, ale nie angielski tylko wloski), niestety zaden dyrektor szkoly typu podstawowka czy gimnazjum w Warszawie nie chcial mnie zatrudnic na stale. Wiec pewnego pieknego dnia powiedzialem sobie \'walcie sie wszyscy\' i szukajcie sobie nauczycieli angielskiego w Oxfordzie albo w Harvardzie (zobaczymy czy do Was przyjda). Aktualnie ucze angielskiego prywatnie, mam z tego duzo wiecej satysfakcji i widze postepy u swoich uczniow o wiele szybciej (w 30-40 osobowej klasie na rezultaty pracuje sie miesiacami, jak nie latami, poza tym nauka powszechna jest przymusowa, a wiec tylko nielicznym zalezy na tym, aby sie czegos nauczyc), z tego co wiem ludzie sa zadowoleni z mojej pracy i nikt mi nie wypomina, ze \'jestem studentem italianistyki, a nie anglistyki\'. Bo w zyciu nie liczy sie, co kto skonczyl, tylko co kto potrafi robic (i na ile dobrze to robi). Zastanowcie sie nad tym - mam nadzieje, ze moj wywod pomoze niektorym w obraniu dalszej drogi edukacyjnej. Pozdrawiam serdecznie!