Do osoby o nisku "gosc55 ":
tak sie sklada,ze dostalam sie w tym roku na dzienna anglistyke na UŁ i nikomu łapowki nie dalam. wyobraz sobie, ze poprzez 4 lata liceum siedzialam nad angielskim minimum 5h tygodniowo w szkole, 8h w tygodniu na kursie (najpierw FCE pozniej CAE) a pozniej doszlo jeszcze dodatkowe 6h..w czwartek klasie w sumie mialam 19h angielskiego w tygodniu, + mnostwo pracy wlasnej, rozwiazywania zeszlorocznych testow wstepnych, kserowaniu ksiazek, pomocy innym w angielskim (bo najlepiej mozna sie nauczyc samemu nauczajac) i czytaniu ksiazek w oryginale (tudziez ogladaniu filmow). Angielski to zawsze byla moja pasja i naprawde poczulam sie urazona tym, ze ktos kto mnie nie zna mowi mi ze komus zaplacilam zeby dostac sie na studia. To apropo fragmentu "lub nie wplacisz lapowki (tak jak to jest w Łodzi) to nie masz szans tostac sie na anglistyke na bardziej znany uniwerek". Aha, znajomosci tez nie mialam (bo i skad).
na roku jest nieco ponad 100 osob, sugerujesz ze 50 osob dalo lapowki a 50% mialo znajomosci? Nawet chodzac na kurs przygotowawczy na uniwerku nie mozna bylo sobie wyrobic znajomosci. Powod? nikt tam nie sprawdzal listy, nie znal niczyich imion, nazwisk.. druga sprawa- z mojej grupy na tym kursie (ok 26 osob), na studia dostaly sie..2 ( i ja trzecia). To samo w grupie mojej kolezanki z CAE (ktora niestety tez sie nie dostala, ale studiuje na innym kierunku i jest bardzo zadowolona).
Nie uwazam, zeby ktos kto mial certyfikat byl gorszy pod wzgledem jezyka od absolwenta filologii angielskiej. Jednak na studiach mamy metodyke, ktora mimo wszystko przygotowuje nas do pracy nauczyciela (np praktyki) a poza tym rzeczywiscie latwiej jest zdac nawet CPE niz przebrnac przez 5 lat dość cięzkich i wymagajacych studiow.
pozdrawiam wszystkich.