A ja lubię ten mój polski, jaki by on nie był. Pod kilkoma względami bije angielski na głowę - mam na myśli możliwości słowotwórcze, zwłaszcza jeśli chodzi o zdrobnienia. Tego angielski nie ma:). Mamy też aspekt, którego brak w językach germańskich czy romańskich, a który - czy chcemy tego, czy nie - jest dla nas, osób o polskim jako języku ojczystym, jakąś częścią sposobu postrzegania otaczającego na świata. Brzmienie języka jest sprawą zupełnie subiektywną. Ja nie przepadam się za brzmieniem angielskiego, bardzo za to podoba mi się melodia hiszpańskiego, a także - i to chyba nietypowe ;) - niemieckiego, z jego długimi i krótkimi samogłoskami. Polskiego nie oceniam celowo, bo obawiam się, że nie jestem w stanie "wyłączyć" rozumienia i spojrzeć na język tylko jak na ciąg dźwięków. Ale te nasze wszystkie "cz", "sz", "ś", "ć" sprawiają, że jest dość "miękki", co moim zdaniem nie brzmi nieprzyjemnie. To, co natomiast podoba mi się w angielskim, to owa zwięzłość - ale przecież to nie jedyny atut w wypadku języka :).
A co do ubierania butów - zgadzam się z Amused, w Poznaniu błąd dość typowy, słyszę to wszędzie wokół siebie i nie dam głowy, że mnie samej nie zdarza się tak czasem powiedzieć :). Myślę, że prędzej czy później ta forma zostanie oficjalnie dopuszczona jako potoczna. "Wzięłem" raczej nie słyszę. "Poszłem" - i owszem, choć to raczej powszechny błąd w całej Polsce. Równie popularne - i nie tylko w Poznaniu - jest "włanczać". W Wielkopolsce na wsi można często usłyszeć wyjątkowo irytującą (mnie:)) formę 1 os. l.mn. czasu przeszłego - zrobilim, bylim, poszlim.
Swoją drogą - to do "I co" - niedawno po spotkaniu z ludźmi z całej Polski i burzliwej dyskusji o różnych regionalizmach, dziwnych słówkach itd. doszliśmy do wniosku, że coś jednak z tym Lublinem się zgadza ;). Jakaś enklawa w miarę poprawnej polszczyzny ;). Albo koleżance z Lublina jakoś się nie skojarzyły błędy lokalne ;).