Może niesłusznie poczułam się sprowokowana Pana wypowiedzią, bo mimo posiadania "świstka" nie zamierzałam i nie zamierzam uczyć w szkole.
Powiem tylko jedno: certyfikat CPE *JEST* dowodem bardzo dobrej znajomości języka, a egzamin na CPE sprawdza *wszystkie* sprawności językowe kandydata. Kandydat *musi* wykazać się umiejętnością rozmowy na tematy również abstrakcyjne, wykraczające poza sprawy codzienne (vide informator o egzaminie).
W Pańskiej wypowiedzi widzę sporo emocji, czy zbulwersował Pana jakiś konkretny incydent?
Co do meritum Pana listu - ja również wolałabym, żeby młodzież szkolną uczyli nauczyciele po filologiach, pod warunkiem, że będą dobrze przygotowani metodycznie i świetnie znali język. Jak jest naprawdę - wiadomo.
Od mojej własnej matury upłynęło co prawda lat hmm kilkanaście, ale na podstawie swoich doświadczeń nie uważam, by do pracy w szkole niezbędna była znajomość naukowych podstaw fonetyki, gramatyki historycznej i tak dalej. Językoznawstwo rzecz ciekawa, niestety czasem brakuje czasu na pogłębianie praktycznej znajomości języka. Zapewne wszyscy znamy absolwentów filologii robiących żenujące błędy gramatyczne.
Wydaje mi się, że poziom językowy posiadaczy certyfikatów jest bardziej przewidywalny niż absolwentów studiów filologicznych - jak pokazuje praktyka, przez każde studia, niezależnie od kierunku, można się w Polsce jakoś "prześliznąć".
Może rozwiązaniem zadawalającym zarówno ambitnych absolwentów innych kierunków studiów jak i zdenerwowanych "przyuczoną" konkurencją filologów byłby egzamin z metodyki dla nie-filologów?