Ja swoją "rozprawę" ze speak up mam już za sobą - starałam się być lakoniczną, ale sporo tego wyszło. Mam nadzieję, że wskazówki prawne jakie tu zawarłam komuś się mogą przydać.
Streszczę moją sprawę:
1. Pod koniec września podpisałam umowę podczas zapewnień konsultanta dydaktycznego przy Alei Waszyngtona w Warszawie, że w ciągu miesiąca mogę zrezygnować i nie ponosić żadnych konsekwencji finansowych (kilkakrotnie zapewniał mnie, że jest to jednoznaczne z wręcz darmowym uczeniem się przez miesiąc, później decyduję, czy chcę kontynuować, a oprócz tego jest jeszcze gwarancja, za nie zdanie poziomu oddają całe pieniądze za kurs). Nie doczytałam, że nie ma tego w umowie.
2. Pierwsza rezygnacja po kilku dniach (nie spodobał mi się system nauczania) - kolejne namowy, zmiany warunków na korzystniejsze (kolejne zapewnienia, że mam cały miesiąc na zastanowienie).
3. Odstąpienie od rezygnacji i kontynuacja nauki.
4. Kolejna rezygnacja w ciągu 14 dni po odbyciu 3 lekcji multimedialnych i 2 zajęć z lektorem.
5. Telefon od pani dyrektor i kolejne namowy i zmiany warunków na jeszcze korzystniejsze. Z perspektywy czasu widzę także, że stosowano liczne techniki wywierania wpływu na mnie, żeby nie powiedzieć manipulacji, również przez konsultanta. Tym razem nie dałam się przekonać.
6. Wezwanie do Szkoły w celu rozliczenia (spodziewałam się, że po prostu mi zwrócą zaliczkę, zgodnie z zapewnieniem asystenta), przy czym dowiedziałam się, że muszę zapłacić w sumie 930zł. Cena obejmowała odbyte zajęcia i miesiąc wypowiedzenia.
7. Rozmowa z asystentem, który sprawiał wrażenie, że sam nie znał i nie rozumiał treści umowy, którą dał mi do podpisania. Nakłaniał mnie do napisania oświadczenia, że to ja źle zrozumiałam warunki umowy. Odmówiłam.
8. Dwie nieprzespane noce. Rozmowy z wszystkimi znajomymi prawnikami.
9. Dowiedziałam się, że umowa podczas zawierania której wprowadza się kogoś nieumyślnie bądź celowo błąd (podstęp) jest zawarta nieważnie i można od niej odstąpić polubownie. Jednak potrzebna by była zgoda obu stron, inaczej sprawa wkracza na drogę sądową, a tu może pojawić się problem - słowo przeciwko słowu. Dlatego rację bytu mógłby mieć proces zbiorowy, jednak osoby zaskarżające powinny mieć identyczną sytuację prawną ze szkołą, a widzę, że są tu osoby oszukane w przeróżny sposób przez różne placówki, co może utrudniać wytoczenie pozwu zbiorowego. Poza tym umowa podpisana na papierze ma większą wagę niż jednocześnie zawarta umowa słowna, więc raczej nie warto się na to powoływać.
10. Nie zrezygnowałam z kredytu w ciągu 14 dni, przez co miałabym z głowy bank, ale okazało się, że rezygnacja z usługi jest równoznaczna z rezygnacją z kredytu wziętego na tę usługę. Napisałam do banku pismo, w którym powołałam się w nim na artykuł 57 ustawy o kredycie konsumenckim z 12 maja 2011r. Zastanawiający był fakt, że pani w banku nie chciała mi pokwitować (podstemplować) odbioru mojej kopii, ale skserowała mi oryginał. Okazało się, że kopia ma mniejszą wagę prawną niż oryginał, więc być może zrobiła to celowo, ale na szczęście nie było mi to później przydatne.
Nie wiem jak wyglądałoby to, gdybym zrezygnowała jeden dzień później. Na szczęście Santander Bank stwierdził w przeciągu 2 tygodni, że w zaistniałej sytuacji na dzień dzisiejszy nie mam względem niego żadnych zobowiązań i jest w trakcie wyjaśniania sprawy ze szkołą.
11. Następnie w towarzystwie mojego znajomego prawnika/studenta prawa, któremu dałam pełnomocnictwo, udałam się do siedziby Szkoły, z którą zawarłam umowę na rozmowę z panią dyrektor, żeby dojść do porozumienia polubownie. Było bardzo nerwowo, przy rozmowie był obecny także mój konsultant, który właściwie ani się niczego nie wyparł, ani nie potwierdził. Po prostu powtarzał, że powołuje się tylko na zapis w umowie. Nie był jednak tak pewny siebie jak na początku. Na szczęście udało nam się zachować zimną krew i powołując się na wiele norm prawnych, ustaw itp (nie będę przytaczać, bo się nie znam i coś bym mogła pomieszać) doszliśmy do wstępnego porozumienia. Pani dyrektor zgodziła się zrezygnować z opłaty za miesiąc wypowiedzenia, a ja zgodziłam się, że zapłacę za odbyte zajęcia, na których byłam. Dokładniej rzecz ujmując powiedziała, że przekaże sprawę do Działu Obsługi Klienta (to chyba jakieś szare eminencje, których nikt nie widział, z którymi nie za prosto się spotkać) i poinformuje ich, że wyraziła zgodę na anulowanie miesięcznego wypowiedzenia, ale ostateczna decyzja należy do nich.
12. Faktycznie ktoś zauważył, że umowa jest napisana w sposób, który godzi w prawa konsumenta - np. nierówna cena za poszczególne kursy, także miesiąc wypowiedzenia nie jest typowy dla tego typu umów, ale raczej prawo tego bezpośrednio nie zabrania. Nie wiem jak wasze, ale moja umowa była napisana w sposób, jak to mój pełnomocnik powiedział, "na kolanie". Można się ponoć doczepić do wielu rzeczy. Szczególnie proponuję zarzucać niedbałość wobec prawa w sytuacji, kiedy szkoła nie wywiązuje się z terminów odpowiedzi i jak było np. u mnie - nie poinformowała banku o tym, że zrezygnowałam z nauki, co jest równoznaczne z odstąpieniem od kredytu.
13. Złożyliśmy w szkole pismo, w którym zawarliśmy "postanowienia polubownego rozwiązania sprawy" (pani dyrektor chciała "podanie o zwolnienie z opłaty za miesiąc wypowiedzenia", ale trochę to zmodyfikowaliśmy). Załączyłam do tego kopię paragonu z wpłatą zaliczki oraz pełnomocnictwo i poprosiłam o pokwitowanie moich kopii - tym razem odbyło się to bez problemu. Przy okazji późniejszego spotkania z nią oczywiście mnie zaatakowała, że załączyłam dokument pełnomocnictwa dla mojego przedstawiciela bez jego podpisu. Okazało się, że nie miała racji (czego na początku nie wiedziałam, ale ona powinna wiedzieć, bo była już ponoć po rozmowie z prawnikami), bo pełnomocnictwo jest aktem jednostronny, więc wystarczy podpis osoby udzielającej pełnomocnictwa. Zastanawiam się czy Speak up ma tak słabych prawników, czy tak dobrych manipulatorów.
14. Nowe rozliczenie od Speak up - anulowali mi opłatę za miesiąc wypowiedzenia, ale mimo wszystko żądali zapłaty w sumie ponad 400zł, bo w opłatę wliczał się także First Class za 175zł. Swoją drogą żądanie takiej sumie za 20-minutowe pokazanie w 3-osobowej grupie jak się używa komputera do multimediów to gruba przesada i również myślę, że można by wykazać naruszenie praw konsumentów. Rozliczenie wzięłam, ale go nie podpisałam.
15. Napisaliśmy kolejne pismo, również zaadresowane na panią dyrektor i zostawione w placówce szkoły. Powołaliśmy się przede wszystkim na to, że w naszym porozumieniu nie było wspominane o opłacie za First class oraz że jest ona nieadekwatna do jakości zajęć. Po kilku telefonach do DOK otrzymałam (w Wigilię) odpowiedź, że zwalniają mnie z opłaty za uczestnictwo w zajęciach, jedyne co muszę uregulować to first class - w sumie finansowo wyszłam na tym na plus, w porównaniu do naszej propozycji. Nie wiem czy to magia Świąt czy po prostu mieli już dość moich prawniczych pism i telefonów i zrobili to dla świętego spokoju. Możliwe też, że przestraszyli się, że ta sprawa może się dla nich niekorzystnie skończyć.
Przepraszam, za wszelkie zbędne dygresję, starałam się w skrócie, bez zbędnych emocji przedstawić sprawę, mam nadzieję, że komuś te informacje mogą się przydać. Ja osobiście mam już sprawę ze speak up uregulowaną, ale jeśli potrzebowalibyście ewentualnego świadka w sądzie (w Warszawie) to postaram się pomóc.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w walce o sprawiedliwość! :) Wbrew temu o czym zapewniał mnie mój konsultant na naszym przedostatnim spotkaniu, ona jednak istnieje, chociaż po części.