Trochę zgadzam się z piter77, że niektórym może wydawać się trochę ponuro. Choćby ze względu na aurę, ciemne i wilgotne mieszkania, sporo śmieci na ulicach.
Zgadzam się też, że z obcymi nie powinno się jeździć. Ale z drugiej strony, nie wyjechałoby tyle osób gdyby każdy szukał dobrego znajomego do wyjazdu. Ja byłem wprawdzie w Irlandii przez krótki czas więc może porównania do UK nie mam, ale w Dublinie było podobnie.
Ale nie zgadzam się do końca z kwestią języka. Owszem, powinno się go znać jeśli nie chcemy ryzykować oszukiwania nas i chcemy czuć się bezpieczniej albo szybciej znaleźć lepszą pracę. Ale osobiście znam kilka osób, które wyjechały bez języka i nawet nie próbują się go nauczyć będąc już tam na miejscu dłuższy czas. Nie pochwalam tego, ale stwierdzam fakt. Dla mnie to jest właśnie grupa Polaków, którzy po prostu wegetują za granicą nie próbując ułatwiać sobie życie i choć trochę próbować wpasować się w otoczenie.
No i znam osoby, które nadal wyjeżdżają nie znając języka, czasami nawet w ciemno i jakimś cudem im się udaje. Nie wiem czym się zajmują, ale wiem, że pracują i że nie mają zamiaru wracać.
Kolejna kwestia to dlaczego Polacy nie wracają mimo, że tak bardzo chcą. Skoro nie mają do czego to jednak znaczy, że mają lepiej tutaj gdzie są (jakkolwiek źle by nie mieli). I myślę, że wielu Polaków właśnie takie ma podejście wyjeżdżając. Czyli, żeby było choć odrobinę lepiej, odrobinę łatwiej, żeby chociaż wychodzić co miesiąc na zero z wydatkami, a nie na minusie jak w Polsce.
Co do kwestii wyjazdu przez agencję, to sam się nad tym zastanawiam. Nie dlatego, że nie mam ambicji na coś lepszego, ale dlatego, że początki są cholernie trudne, a pewność pracy i zakwaterowania, którą gwarantuje agencja dużo ułatwia.
No i kwestia języka. Wszyscy piszą komunikatywny, zaawansowany, średniozaawansowany itp. Ale co tak naprawdę to znaczy? W jakimś stopniu wyznacznikiem znajomości języka może być możliwość oglądania filmów bez napisów, czytania angielskich książek itd. choć i tak nie do końca. Ale zderzenie z językiem angielskim, którym posługują się na wyspach to jak zderzenie z ciężarówką. Na początku jest baaaardzo ciężko i nie ma co tego ukrywać. Każdy się blokuje przed mówieniem. Niby rozumie co do niego mówią, niby wie co chciałby powiedzieć, ale zacina się z braku słówka albo z obawy przed popełnianiem błędów. Do tego presja otoczenia, ignorancja Brytyjczyków dla nieznających języka. Oni nie powtarzają jak nie rozumiesz, po prostu musisz zrozumieć i już, a jak nie radź sobie sam. Ale trzeba też dodać, że człowiek jest zmuszony posługiwać się językiem i błyskawicznie się go łapie. Niestety trochę czasu mimo wszystko musi minąć, żeby zrozumieć Brytyjczyków i nie bać się posługiwać językiem.
Natomiast jakość życia i brak stresu z powodu zbyt niskich zarobków mogą wiele zrekompensować. Nie ma stresu związanego z przerośniętą biurokracją, urzędnicy są wręcz często pomocni. Jak jesteś dobrym pracownikiem to nawet próbują Cię zatrzymać, nie palą mostów, nie utrudniają. Ile razy Wam zdarzyło się, żeby polski pracodawca próbował Was przekonać do pozostania w pracy, próbował negocjować lepsze warunki byle Was zatrzymać zamiast od początku szkolić nowego pracownika w Wasze miejsce? Mnie się to NIGDY nie zdarzyło. Kiedy tylko pracodawca się dowiadywał, że chcę odejść stawałem się złem koniecznym i znikały moje dotychczasowe zasługi dla firmy. Jeśli macie inaczej, to proszę, poprawcie mnie.
I ja wiem, że za granicą będzie cholernie ciężko, ale wiem jaka perspektywa mnie czeka. Że w końcu będę człowiekiem i obywatelem, a nie tylko rubryką w tabelce, którą w każdej chwili można usunąć albo opodatkować.
Dlatego odwagi, rozsÄ…dku i determinacji, a na pewno siÄ™ uda. Ja siÄ™ zabieram za szukanie kompana i organizowanie pracy.