hi kasiulku.
kasiulku, niepełnosprawni nie tyle się zamykają w klatkach, co są w nich zamykani, dosłownie. Wiele razy się mówiło o zaciasnych windach, klatkach schodowych, braku podjazdów itp. To, że w NZ się im ułatwia życie, to bardzo dpobrze. u nas też coś się dzieje w tym kierunku, choć niemrawo. Choćby fakt, że do przedszkola gdzie chodzi mój syn stale są dowożone dzieci z Downem, na wózkach itp. Jestem 100% za, tyle że wychowałem się w czasach, gdy takich dzieci się nie widywało często, a wręcz się niewidywało. I dla mnie nie jest to normalne, bo jako dziecko i dorosły równierz zawsze się bałem wózka. U mnie jest coś na kształt takiej patologii jak piszesz, ale po pierwsze wiem o niej, i po drugie z nią walczę. Nie mam czasu na wypisywanie jak i co, ale bardzo chcę żeby to i dla mnie było czymś zwyczajnym, nieszczęśliwe szczęśliwe dziecko, więc b. proszę o niewyjeżdżanie mi z nietolerancją, bo wcale tak nie jest.
Po drugie, kasiulku droga... to w kwestii tego czy ktoś coś ma do Ciebie/was. Mam sobie chwilkę od czasu do czasu, więc se poszukałem troszkę, ale troszkę tylko. I po pierwsze to to, do czego dotarłem nie bardzo się różni od tego, co sama piszesz lub co pisze twój małżonek. Po drugie, nie sposób mu odmówić czegoś takiego jak inteligencja i nieststy o zgrozo cienty język. Więc cóż się dziwisz że wypisują? O.. tak mi przyszło właśnie do łba. Choćby komentareze do negatywów jakie twój mąż walnął, nie chodzi co napisał ale jak. Oj kasiulku kasiulku... grabicie se w tej Poloni jak wszycy diabli... Ale jedno se powiem, myślę sobie, że jak tu przyjedziecie, trochę was nasz kraj zawiedzie, a przynajmniej męża Twego napewno. Jak to mówią, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
Pozdrawiam serdecznie, miłego wieczoru/nocy ;)