hujka.. eee hejka.... właśnie się przed chwilą dowiedziałem, że na UŚ język biznesu jest 29 osób na jedno miejsce... czyli kolejna uczelnia z głowy..
Ja składałem na NKJO UJ (87% angol i 66% niemiec) i coś czuję, że też mogę sobie to wybic z głowy... tak więc będe siedział w Cieszynie... no cóż.. przynajmniej babcia tam mieszka... będe mógł wpaść na obiadek...
NO.. i słusznie mówicie, że prosto z dupy był ten ustny... wręcz krzywdzący... wszystko zależało od subiektywnej oceny komisji..... (znów sobie ponarzekam) a skoro było ich 5 czy 10 czy obojętnie ile... to w sumie.. widać jak bardzo mogły się od siebie różnić poziomy egzamów...
I jeszcze te pytania co miała koleżanka.. o giertycha... gombrowicza.. i co tam jeszcze... masakra... i pewnie między tym.. jakim innym słowem można zastąpić to słowo...
wiem, że jak chcę studiować filologię to powinienem znać i umieć takie rzeczy... tylko wkurwiło mnie to, że ten egzamin w zasadzie był dla każdego inny... bo jeśli wylosowało się dżołka o żebraku.... to mówiło się, o żebraniu na ulicy... (tak jak ja, ale dopiero zrozumiałem dżołka jak mnie komisja naprowadziła, bo kompletnie nie czaiłem bazy)... jak ktoś wylosował o doktorach, to mówił o strajku pielęgniarek... i jeszcze ktoś inny o giertychu i gombrowiczu...
a może ja bym chciał porozmawiać z nimi o muzyce, bo na ten temat mam więcej do powiedzenia niż o żebraniu na ulicy... (dalej będe narzekał), a ktoś moze akurat wolałby o żebraniu...
i jeszcze.. bo nie wiem czy ktoś odpowiedział na to pytanie od czego zależały pytania komisji.... otóż wg mnie zależały od wylosowanego dżołka... bo od tego wszystko się zaczynało...
I już mi przeszło, że się nie dostałem.... ale myśl o samym egzaminie i jego formie i braku szczegółów na jego temat przed przystąpieniem do niego.... co to za egzamin... skoro szczęście było chyba więcej warte niż same umiejętności....